Totalny sprzeciw wobec przyjmowania uchodźców na długo zaszkodzi wizerunkowi naszego kraju. Polska nie wyciąga lekcji z trudnej walki z kłamliwym określeniem „polskie obozy".
Niechęć się przebija
Jest coś dziwnego w tym, że Polska, która tak dotkliwie doświadcza, czym są negatywne stereotypy i niesprawiedliwe oceny historyczne, raz po raz dostarcza kolejnych argumentów tym, którzy je, celowo lub nie, rozsiewają. To tym bardziej zastanawiające, że przecież obecny rząd przywiązuje wielką wagę do polityki historycznej, rozumianej w znacznym stopniu jako odkłamywanie negatywnych stereotypów i przypominanie Polaków, którzy zasługują na wysokie oceny za postawę moralną w czasach próby. Takich jak podkarpacka rodzina Ulmów wymordowana przez Niemców za pomoc Żydom.
Niestety, wieści o polskich bohaterach nie przebijają się do międzynarodowej opinii publicznej (wyjątkiem jest przypominana od kilkunastu lat Irena Sendlerowa, którą dla świata odkryli jednak uczniowie z Kansas, a nie polskie instytucje). Bez trudu natomiast przebijają się wieści o polskiej niechęci do przybyszów z terenów, na których toczą się wojny.
Poszkodowana – polityka historyczna
Wspominając o wizerunku, o który Polska teraz nie dba, skupiam się na podejściu do uchodźców. Nie zajmuję się natomiast sporem o Trybunał Konstytucyjny czy o inwigilację. Zakładam, że są one przejściowe i nie staną się trwałym obciążeniem dla polskiego image'u – co najwyżej trwałym obciążeniem dla partii obecnie rządzącej.
Nie jest moją intencją porównywanie sytuacji dzisiejszych uchodźców do sytuacji Żydów w czasach Trzeciej Rzeszy. Chcę natomiast zwrócić uwagę na coś innego – na to, że stosunek do tragedii uchodźców zaczyna odgrywać podobną rolę jak stosunek do tragedii Żydów. Kształtuje oceny moralne jednych narodów wobec drugich.