Tak uznał Sąd Apelacyjny w Białymstoku w wyroku z 18 czerwca 2015 r. (sygn. akt I ACa 181/15).
Rozpatrywał on spór o odszkodowanie za skutki pożaru domku letniskowego należącego do Krzysztofa R. Właściciel przeważnie korzystał z niego sam, ale czasami także wynajmował turystom na krótkie pobyty. Pożar wybuchł w majowy weekend, gdy w domku przebywała grupa takich gości. Korzystali z rozpalonego kominka, który zostawili na noc. Ludziom nic się nie stało, ale spłonęła konstrukcja dachowa budynku i znajdujące się w środku wyposażenie.
Nie dostał ani grosza z polisy
Dom był ubezpieczony od ognia i innych zdarzeń losowych. Krzysztof R. niezwłocznie zawiadomił o wypadku ubezpieczyciela i dostarczył mu pełną dokumentację związaną ze zgłoszeniem szkody, m.in. wykaz i opis 117 ruchomości, które uległy spaleniu.
Ubezpieczyciel oszacował szkody. Zatrudniony przez niego rzeczoznawca inż. J. L. wyliczył, że koszt odbudowy budynku wynosi ponad 97 tys. zł. Inny specjalista wynajęty przez ubezpieczyciela ustalił wartość szkody w mieniu ruchomym na blisko 11 tys. zł.
Jednak ubezpieczyciel nie wypłacił Krzysztofowi R. żadnego odszkodowania. Uznał, że okoliczności zdarzenia wyłączają jego odpowiedzialność co do zasady. Jak wynikało bowiem z opinii kolejnego specjalisty zaangażowanego przez ubezpieczyciela - inż. pożarnictwa A. S., przyczyną pożaru było zapalenie się drewnianej podłogi na poddaszu budynku na skutek nadmiernego nagrzania się przewodu doprowadzającego ciepłe powietrze z kominka. Zdaniem ubezpieczyciela było to wynikiem rażącego niedbalstwa Krzysztofa R., który wbrew przepisom budowlanym oraz ochronie przeciwpożarowej nienależycie wyizolował przewody rozprowadzające ciepło z kominka i wybudował kominek bez zachowania minimalnej odległości od materiałów łatwopalnych w stropie.