Cherif Chekatt wciąż pozostawał na wolności. To zaskakujące, bo zamachowiec dwukrotnie był ostrzeliwany poprzedniego dnia przez wojskowych i policję, sam odpowiedział ogniem i w końcu zniknął w dzielnicy Strasburga Neudorf, nieopodal własnego mieszkania.
Dramat rozpoczął się we wtorek rano, gdy policja przyszła właśnie do jego domu z aktem zatrzymania 29-latka za próbę włamania i zabójstwa. Nie było go jednak na miejscu. Mimo to w krótkim czasie służby zdołały aresztować wszystkich jego kompanów. To najwyraźniej skłoniło Chekatta do przystąpienia do ataku. Około godz. 20 zdołał bez przeszkód przedostać się na targ świąteczny w centrum stolicy Alzacji, jeden z największych i najstarszych we Francji – a przez to i najlepiej strzeżonych. Dlaczego nie zatrzymała go ochrona – na razie nie wiadomo.
Wkrótce potem mężczyzna krzyknął Allahu Akbar! (Bóg jest wielki) i otworzył ogień. Zabił trzy osoby, sześć ciężko ranił, a kolejnych pięć – lekko (wśród nich Polaka).
– Patrzyłam, jak strzelał w głowę człowieka. Ludzie zaczęli uciekać, ja jakoś nie mogłam się ruszyć. Spojrzałam mu prosto w oczy. Dlaczego mnie wtedy nie zabił? Nie wiem. Chyba miałam wiele szczęścia – powiedziała telewizji BFM TV strasburka Audrey.
Wiele wskazuje jednak na to, że Chekatt, niezwykle doświadczony przestępca z przeszło 20 wyrokami na koncie we Francji, w Niemczech i Szwajcarii, po prostu uznał, że nie może dłużej pozostawać w patrolowanym przez policję centrum miasta. Uciekając, napotkał zresztą patrol wojska. W strzelaninie terrorysta został ranny w rękę, ale zdołał dopaść taksówkę i zmusić kierowcę do zawiezienia go do znanych sobie rewirów. – Zabiłem dziesięć osób – chwalił się kierowcy, którego pozostawił przy życiu.