Coraz dłuższe kolejki do dobrych biegłych - Katarzyna Wójtowicz-Garcarz o przyczynach

To nie poglądy ekspertów, ale chaotyczne przepisy wydłużają czekanie na opinie

Aktualizacja: 01.09.2018 14:45 Publikacja: 01.09.2018 13:42

<W 90 proc. spraw sąd nie wyda wyroku bez opinii eksperta

<W 90 proc. spraw sąd nie wyda wyroku bez opinii eksperta

Foto: shutterstock

"Biegli będą mieli alternatywę: wydawać opinie zgodne z linią prokuratury lub narazić się na postępowanie prokuratorskie. Albo też odmówić. I to jest najbardziej prawdopodobne: że szeregi biegłych jeszcze bardziej się przerzedzą i na ekspertyzę będzie się czekać nie kilka miesięcy, ale kilka lat" (https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1709958,2,pis-bierze-sie-za-bieglych-sadowych.rea)

Biegłemu, który czyta takie tezy w jednym z artykułów prasowych, od razu rzuca się w oczy, że autorem nie jest biegły sądowy. Wprawdzie rzeczywiście już się wydłużyły kolejki w oczekiwaniu na „dobrą" ekspertyzę i że na wydanie dobrej (znaczy rzetelnej) opinii przyjdzie poczekać kilka miesięcy, ale to jedyna słuszna konkluzja przytoczonego artykułu. Bo wydłużenie czasu na wykonanie opinii nie ma nic wspólnego ze światopoglądem politycznym biegłych – zgodnym lub wręcz przeciwnie, opozycyjnym do światopoglądu rządzącej partii politycznej.

Nic bardziej mylnego

Kolejki do dobrych biegłych wydłużać się będą poprzez ogólny bałagan i chaos w przepisach, poprzez brak jednoznacznych uregulowań prawnych, poprzez liczne luki w prawie, błędnie interpretowane przepisy i brak jakiejkolwiek kontroli formalnej i nadzoru formalnego nad ekspertami sądowymi w Polsce.

Lubimy narzekać na sytuację, więc bez zbędnej retoryki podsumujmy, jak jest:

Po pierwsze chaos w przepisach, nowelizacja przepisów, ale: do art. 618f dodano nowe przepisy, tj. § 4a i § 4b kodeksu postępowania karnego.

§ 4a. Jeżeli opinia jest fałszywa, wynagrodzenie oraz zwrot wszelkich kosztów poniesionych przez biegłego związanych z jej sporządzeniem lub złożeniem nie przysługują.

§ 4b. Jeżeli opinia jest nierzetelna lub została sporządzona lub złożona ze znacznym nieusprawiedliwionym opóźnieniem, wynagrodzenie ulega odpowiedniemu obniżeniu; można również odstąpić od przyznania wynagrodzenia lub zwrotu wszelkich kosztów poniesionych przez biegłego związanych z jej sporządzeniem lub złożeniem.

Wydawać by się mogło, że nowe, dodane przepisy wpłyną na rzetelność i „prawdziwość" opinii. Nic bardziej mylnego! Wprawdzie sędziowie i prokuratorzy zaczęli chętnie korzystać z przepisu pozwalającego obniżyć biegłemu wynagrodzenie z powodu nieterminowości opinii, lecz w ogóle nie weryfikują ich rzetelności. Żadne organa procesowe w praktyce nie potrafią wykazać, że opinia jest błędna. Nie mają do tego stosownych narzędzi. Nie potrafili wykazać błędów w opiniach w przeszłości, skąd zatem pomysł ustawodawcy, że będą to potrafili robić dzisiaj? Czy ustawodawca dał prokuratorom lub sędziom narzędzia, które to umożliwią lub chociażby ułatwią wykazanie, że biegły złożył fałszywą opinię? Pytanie retoryczne.

Trudno wykazać pomyłkę

Jedynie teoretycznie nowelizacja przepisów przewiduje, że jeśli opinia jest fałszywa, to wynagrodzenie oraz zwrot kosztów poniesionych przez biegłego związanych z jej sporządzeniem lub złożeniem nie przysługują. Podkreślenia wymaga słowo: teoretycznie. No bo jak wykazać pomyłkę biegłego? Przecież to była i jest największa (w obszarze wykorzystania dowodu z opinii biegłego) trudność, z jaką mierzy się wymiar sprawiedliwości – właściwie od zawsze. Skąd pomysł, że teraz się to zmieni?

A zatem, jak wykazać fałszywość opinii? Nie wiadomo. Uczestnicząc wielokrotnie w czynności procesowej, jaką jest konfrontacja biegłych, zwykle w sali rozpraw, wiem, jakim ubogim zestawem narzędzi dysponują organa procesowe, którym czynność tę przychodzi przeprowadzić. A cóż dopiero mówić o wykazaniu fałszywej opinii. Lub jeszcze lepiej błędu nieumyślnego.

W jednej ze spraw prowadzonych przed Sądem Rejonowym w S. (województwo śląskie) biegły sam w swoich zeznaniach przyznał się do pomyłki. Najpierw odwołał swoją pierwotną opinię, tłumacząc się tym, że wykorzystywał metody do badań, które po zweryfikowaniu „na żywym" (jak sam to nazwał) organizmie okazały się „stekiem bzdur". Sam przyznał, że wykorzystał narzędzia bez wcześniejszej weryfikacji metody. Zaufał firmie (sp. z o.o.), która to narzędzie sprzedawała (sprzedaje zresztą nadal), i wykorzystał do wydania opinii, na nieszczęście oskarżonego kategorycznej, przesądzającej o jego winie.

Sam biegły, potem w trakcie procesu jeszcze, przyznał się do pomyłki i błędu w ustaleniach faktycznych. Przyznał także, że narzędzie, które doprowadziło go do błędu w opinii, stosował w innych badaniach, innych ekspertyzach, których w sumie wydał ponad trzysta!

Prokuratura postawiła biegłego w stan oskarżenia, za podstawę przyjmując nowy przepis o tzw. błąd nieumyślny (jakkolwiek odnoszą się do tego przepisu teoretycy prawa). Finalnie, sprawa, w której występował jako ekspert, zakończyła się oddaleniem jego opinii, ale nie roszczeń wobec Skarbu Państwa. Innymi słowy, my jako społeczeństwo zapłaciliśmy za ten bubel. Prokurator nie domagał się zwrotu poniesionych kosztów w imieniu Skarbu Państwa.

Sąd pierwszej instancji uniewinnił biegłego od zarzutu wydania fałszywej opinii, choć on sam się do niego przyznał. Wiem, że dla czytelników niezwiązanych na co dzień z wymiarem sprawiedliwości tego rodzaju przypadki są szokujące.

Z własnej listy

Po drugie – brak ustawy o biegłych.

Na trzecim miejscu jest – brak ciała kontrolującego pracę biegłych.

I po czwarte – brak transparentności w powoływaniu biegłych.

Wraz ze zmianami w kodeksie postępowania karnego i możliwością powoływania biegłych m.in. przez inne organa niż prokuratury i sądy, pojawiły się nieprawdopodobne wręcz nieprawidłowości na tym polu, m.in. poprzez tworzenie własnych preferowanych list biegłych powoływanych przez daną jednostkę lub zlecanie ekspertyz „własnym" ekspertom. Szczególnie mocno zbulwersował mnie przykład jednej z ostatnich spraw, w której biegły po zapoznaniu się z materiałem dowodowym podał przybliżony koszt opinii na poziomie 1 tys. zł i termin wykonania badań do dwóch miesięcy. Badania nie tylko przeciągnęły się do 13 miesięcy, ale co najciekawsze, koszt opinii finalnie wzrósł 15-krotnie! Najbardziej spektakularne w tej sprawie jest to, że wnioski biegłego nie są kategoryczne i nie można na ich podstawie zbudować aktu oskarżenia. Trzeba więc powołać kolejnego biegłego. Brawo.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że zleceniodawcy nie przyszło do głowy skorzystać z przepisów znowelizowanego kodeksu postępowania karnego (przywołanych na początku artykułu). Bez sprzeciwu zrealizował rachunek opiewający na astronomiczną kwotę i zdecydował się na kolejną opinię, innego biegłego. Jeśli ktoś mi powie, że to jest norma, pozwolę sobie z tym się nie zgodzić.

Tysiące pokrzywdzonych opinią

Janusz Popiel szef stowarzyszenia Alter-Ego nie bawi się w konwenanse, zajmuje się sprawami błędów w opiniach sądowych od wielu lat... W jednym z wywiadów mówi: „To zakała polskiego wymiaru sprawiedliwości. Najsłabsze ogniwo. Poziom większości biegłych w Polsce jest poniżej wszelkiej krytyki. Tragedia. (...) Swoją ignorancją i kompletnym brakiem wiedzy codziennie niszczą ludzkie życie. Duża grupa, nawet 40 proc., to emeryci, którzy już dawno zapomnieli, czego uczyli się w szkole średniej. Tak manipulują danymi, że ofiara staje się sprawcą, a sprawca ofiarą. (...) nie są w żaden sposób weryfikowani. Osób poszkodowanych przez ich opinie są setki, tysiące".

Przykro czytać takie słowa, ale z drugiej strony trudno odmówić tym stwierdzeniom choć części racji.

Skoro jest tak źle i wszyscy wokół o tym wiedzą, to dlaczego tkwimy w tym stanie rzeczy od lat? Dlaczego biernie przyglądamy się degrengoladzie instytucji biegłego sądowego w Polsce?

Temat próby radykalnej naprawy sytuacji przy użyciu zewnętrznych narzędzi weryfikacji umiejętności biegłych, w ubiegłym roku, podjęła SCIENTIA – Stowarzyszenie Biegłych Sądowych z prof. Brunonem Hołystem na czele. Jako jednostka pozarządowa SCIENTIA weszła w konsorcjum z instytucjami naukowymi i naukowo-badawczymi o uznanej renomie i zapleczu naukowo-badawczym, takimi jak Politechnika Warszawska oraz Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy w Siedlcach. Przygotowywany projekt uzyskał wstępną akceptację i mam nadzieję, że będzie kamieniem milowym i punktem zwrotnym w nieprzychylnym postrzeganiu biegłych sądowych w Polsce.

Autorka jest wykładowczynią Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury w Krakowie, współzałożycielką Polskiego Stowarzyszenia Biegłych Sądowych i wolontariuszką Fundacji Ubi Societas Ibi Ius

"Biegli będą mieli alternatywę: wydawać opinie zgodne z linią prokuratury lub narazić się na postępowanie prokuratorskie. Albo też odmówić. I to jest najbardziej prawdopodobne: że szeregi biegłych jeszcze bardziej się przerzedzą i na ekspertyzę będzie się czekać nie kilka miesięcy, ale kilka lat" (https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1709958,2,pis-bierze-sie-za-bieglych-sadowych.rea)

Biegłemu, który czyta takie tezy w jednym z artykułów prasowych, od razu rzuca się w oczy, że autorem nie jest biegły sądowy. Wprawdzie rzeczywiście już się wydłużyły kolejki w oczekiwaniu na „dobrą" ekspertyzę i że na wydanie dobrej (znaczy rzetelnej) opinii przyjdzie poczekać kilka miesięcy, ale to jedyna słuszna konkluzja przytoczonego artykułu. Bo wydłużenie czasu na wykonanie opinii nie ma nic wspólnego ze światopoglądem politycznym biegłych – zgodnym lub wręcz przeciwnie, opozycyjnym do światopoglądu rządzącej partii politycznej.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konsumenci
Sąd Najwyższy orzekł w sprawie frankowiczów. Eksperci komentują
Prawo dla Ciebie
TSUE nakłada karę na Polskę. Nie pomogły argumenty o uchodźcach z Ukrainy
Praca, Emerytury i renty
Niepokojące zjawisko w Polsce: renciści coraz młodsi
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Aplikacje i egzaminy
Postulski: Nigdy nie zrezygnowałem z bycia dyrektorem KSSiP