Co działo się w Polsce w dniu wydania pierwszego numeru „Rzeczpospolitej"

Kto w czasie wojny prowadził nieprzeciętnie zyskowne interesy, płacił dodatkowy podatek.

Publikacja: 25.06.2021 00:01

Polskie oddziały podczas batalii o Warszawę, sierpień 1920 r.

Polskie oddziały podczas batalii o Warszawę, sierpień 1920 r.

Foto: centralne archiwum wojskowe

Wiosną 1920 roku front walki z bolszewikami był jeszcze o kilkaset kilometrów od Warszawy. Jednak w wielu wydawanych wówczas aktach prawnych widać powagę wojennej sytuacji.

Słona danina

Jeszcze przed wybuchem konfliktu z Rosją trzeba było pieniędzy na odbudowę kraju i organizację państwa tuż po odzyskaniu niepodległości. Już w lutym 1919 roku wprowadzono zatem podatek od „zysków wojennych". Objął przedsiębiorstwa i pracowników wykazujących podczas I wojny światowej większy zysk niż przez trzy lata poprzedzające tę wojnę. W obliczu nowej wojny w maju 1920 roku podatek rozciągnięto także na lata 1919–1920.

Stosowny dekret Naczelnika Państwa nie wymieniał żadnego konkretnego wojennego biznesu. Nie wspominano np. o spekulantach solą, którzy podczas wojny zarobili fortunę, wykorzystując zakłócenia na szlakach dostaw. W dekrecie chodziło o dodatkowe opodatkowanie wszystkich, którym interesy w czasie wojny szły lepiej niż w czasie pokoju. Nadwyżkę od średniego zysku danej firmy sprzed wojny opodatkowano stawką – zależnie od wysokości tej nadwyżki – od 10 do nawet 70 proc. Były wyjątki, np. dla przypadków przeznaczania zysku na cele dobroczynne. Kto się bogacił na dostawach dla armii (każdej), płacił dodatkowe 20 procent.

Czytaj także: Fikus: Jaka będzie „Rzeczpospolita"

Władze szukały nawet drobnych wpływów do budżetu. Dopatrzyły się, że banki i inne firmy zarabiają na usługowym prowadzeniu skrytek depozytowych, czyli sejfów na kosztowności. W ustawie z 8 czerwca na właścicieli takich skrytek (nie tylko banki) nałożono nowy podatek. Gdy skrytka nie przekraczała 20 litrów objętości, wynosił 50 marek polskich rocznie, a gdy była większa – 100 marek. To stosunkowo niewiele, zważywszy że w 1920 roku litr mleka kosztował 10 marek, a jedno jajko – 3,2 marki polskie.

Koń księdza nie idzie na front

O wojennej atmosferze świadczył nie tylko drakoński podatek. W dniu wydania pierwszego numeru „Rzeczpospolitej" Sejm uchwalił ustawę przewidującą powszechny pobór do wojska mężczyzn 25–35-letnich oraz 18-latków. Nieco wcześniej, 6 maja 1920 r., wydłużono obowiązywanie przepisów wydanych rok wcześniej, przewidujących pobór do wojska... koni. Bo przecież pojazdy mechaniczne nie były w ówczesnych armiach powszechne.

Od pójścia „w kamasze" (a raczej wojskowe podkowy) mogła konia uchronić praca m.in. na rzecz policji, straży pożarnej, w kopalni czy u wiejskich duszpasterzy. Ostatni wyjątek ograniczano tylko do dwóch koni na parafię.

Potrzeba utrzymania wojennej dyscypliny w narodzie przejawiła się we wprowadzeniu częściowej prohibicji. Od 6 maja 1920 r. obowiązywała ustawa o ograniczeniach w sprzedaży napojów alkoholowych. Zakazywała w ogóle sprzedaży napojów o mocy ponad 45 proc. alkoholu. Słabsze napitki o mocy przekraczającej 2,5 proc. można było sprzedawać w wydzielonych miejscach, przy czym jedno takie miejsce przypadało najwyżej na 2500 mieszkańców. W niedziele i święta zakaz sprzedaży alkoholu był powszechny (od godz. 15.00 w sobotę do 10.00 w poniedziałek). Stworzono też swoistą klauzulę obejścia prawa. „Wszelkie zobowiązania, zaciągnięte z obejściem niniejszej ustawy, są nieważne" – głosił art. 10 ustawy prohibicyjnej.

Kodyfikacja trwa

Chociaż owej wiosny sprawy wojenne były najważniejsze, trwały rozpoczęte już wcześniej próby ujednolicania porządków prawnych po różnych zaborcach. Nie zawsze oznaczało to nowe przepisy dla całego kraju. Na przykład ustawa z 29 maja 1920 r. o opodatkowaniu spadków i darowizn tylko niektóre ogólne reguły rozciągała na całą Polskę. Szczegółowe rozwiązania sformułowano w trzech osobnych rozdziałach dla poszczególnych dzielnic pozaborowych. W części ogólnej znalazł się postępowy jak na te czasy przepis: dzieci nieślubne były traktowane na równi z tymi z oficjalnych związków.

OD REDAKCJI

PAWEŁ ROCHOWICZ, DZIENNIKARZ „RZ"

Jakie było polskie prawo przed stu laty? W pierwszym numerze „Rzeczpospolitej" z 15 czerwca 1920 roku nie było kolumny „Prawo co dnia". Dziś staramy się – z lekkim przymrużeniem oka – to zaniedbanie naprawić.

Trudny był to czas. Usiłowano scalić trzy porządki prawne pozostałe po zaborcach, ale też wydawano wiele zarządzeń w związku z niepomyślnie rozwijającą się dla Polski wojną z Rosją.

„Dziennikarz zawierza myśl gazecie, która jest czemś tylko przez chwilę dla czytelnika, a zaraz potem staje się mu niczem, bo pominiętym szpargałem" – powiedział abp Józef Teodorowicz, święcąc redakcję „Rz", gdy szykowano pierwszy numer. Czy rzeczywiście wieści prasowe żyją tylko jeden dzień? Niekoniecznie. Niektóre fakty z tamtej wojny mogą budzić skojarzenia – choćby odległe – z dzisiejszymi trudnościami kryzysowymi. Czy aby ktoś nie wpadnie na pomysł, by opodatkować zyski „wirusowe"?

Wiosną 1920 roku front walki z bolszewikami był jeszcze o kilkaset kilometrów od Warszawy. Jednak w wielu wydawanych wówczas aktach prawnych widać powagę wojennej sytuacji.

Słona danina

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej