Stara władza podchodziła do rocznicy smoleńskiej minimalistycznie, trochę na pół gwizdka, patrząc na nią przez pryzmat politycznego konfliktu i wzajemnych oskarżeń.
Było to błędne podejście. W katastrofie zginął nie tylko prezydent RP, ale także wysocy przedstawiciele władz państwowych, wojska, Kościoła i politycy wszystkich opcji politycznych. Była to tragedia narodowa, a naturalną rolą państwa jest w takiej sytuacji uczcić pamięć poległych z najwyższymi honorami.
Dając jednocześnie obywatelom wybór, czy chcą uczestniczyć w uroczystościach aktywnie, biernie czy wcale. Rolą państwa jest zapewnić taką możliwość bez względu na ostry spór polityczny.
Nikt przecież nie ma problemu z celebrowaniem kolejnej rocznicy wybuchu powstania warszawskiego, wydarzenia tragicznego, uczczenia pamięci tych, którzy stanęli do walki o Polskę i zapłacili za to najwyższą cenę. Ta sprawa jest poza sporem bez względu na ocenę historyczną tych wydarzeń: czy do powstania powinno dojść czy też nie.
Trudno oczywiście, pisząc o rocznicy katastrofy smoleńskiej, uciec od tej drugiej warstwy, która rodzi ogromne polityczne emocje i dzieli Polaków, czyli pytania o przyczyny ciągle niewyjaśnionej katastrofy i odpowiedzialność urzędników państwowych, którzy organizowali lot.