Wszyscy jesteśmy Polakami. Tylko jakimi?

Jaki jest współczesnych Polaków portret własny? Jak przebiega proces odkrywania i ewolucji tożsamości? Tej indywidualnej i w lokalnych zbiorowościach. Jakie odpowiedzi padają na pytania „kim jestem?” i „której społeczności czuję się częścią?”.

Publikacja: 10.07.2020 12:47

Wszyscy jesteśmy Polakami. Tylko jakimi?

Foto: Adobe Stock

Wystąpienie Andrzeja Dudy w Nowym Sączu 26 czerwca 2020 r., tuż przed ciszą wyborczą, miało adresować potrzeby bezpieczeństwa tych wszystkich, którzy – zapewne od pokoleń – noszą w sobie “pamięć żalu”. To oni przez dekady odczuwali niepewność finansową oraz brak możliwości zmiany swojej pozycji społecznej.

Ta niepewność powoduje, że w ich perspektywie:
- jakość usług publicznych służby zdrowia, edukacji i transportu staje się wtórna
- bezpieczeństwo kraju jest trzeciorzędne;
- praworządność i rola konstytucji - czwartorzędna;
- a kwestia niespełnionych obietnic partii i rządu staje się pięciorzędna.

Zgodnie z wykształconym przez dekady doświadczeniem, takie gospodarstwa domowe “twardo stąpają po ziemi”. Mierzą się z one ograniczeniami, skupiając się na wyzwaniach ich budżetów, nawet gdy przejawiają pewien stopień zrozumienia dla bardziej ogólnych problemów. Mogą zaakceptować, że miraże „wielkich inwestycji”, sprawy z perspektywy domowej mocno abstrakcyjne, mają do siebie to, że się rozwiewają. Sądzą, że projekty „naprawy państwa” są zaś „daleko i wysoko”, nie mając bezpośredniego wpływu na ich sytuację. Rozpoznając potrzeby egzystencjalne, PiS zmienił kształt pomocy społecznej na przysporzenia bezpośrednie. Są one szybko wykonalne od momentu obietnicy. Namacalne, zrozumiałe, sprawdzalne, a wskutek tego wiarygodne. 

Czy to przekupstwo? Z punktu widzenia tych w niedostatku, państwo jest dysfunkcyjne i opresyjne jednocześnie, już tylko dlatego, że pozostają oni w rzeczywistym lub relatywnym niedostatku i niepewności. Po pół wieku komunizmu, państwo PiS miało zastąpić w umysłach tych społeczności dawniejszych adresatów  roszczeń: dziedzica na wsi i kapitalistę w mieście, także sekretarza PZPR, który ma po prostu pomóc. Taka strategia bazuje na utrwalonej przez dekady i wieki nieufności Polaków do instytucji i projektów ogólnospołecznych, zwróconych ku przyszłości, odwołując się bezpośrednio do własnego interesu rodzin.

Do kogo zwrócił się PiS? Do jednostek, czy kolektywów? Wiele polskich społeczności lokalnych z potrzeby samopomocy organizuje się nadal wokół rodziny i klanu, najdalej wokół parafii, nie zaś interesu indywidualnego. Żyją w odmiennym świecie od tradycji inteligencji miejskiej i klasy średniej. Ta łączy interes własny i ich rodzin z rolą państwa, jakością usług publicznych, swobodą działalności gospodarczej czy problemami społeczeństwa obywatelskiego wolnych jednostek.

Komunikat PiS nie jest więc kierowany do jednostek w nowoczesnym rozumieniu tego słowa. To nie przekaz indywidualistyczny jak na Zachodzie. Władza zwróciła się do grup rodzinnych jako podmiotów, nie zaś do jednostek. Bo tak wyglądają jednostki organizacyjne w tradycyjnej Polsce. To skutek odwiecznych wymogów solidaryzmu biedniejszych. W tym uniwersum, człowiek nie będzie postrzegany jako jednostka całkowicie indywidualna. Sam, w tym sensie, nie posiada podmiotowości, a jego interes staje się podporządkowany lojalności rodzinnej i staje się wypadkową interesów grupy. Ponad rodziną znajduje się w tej perspektywie już tylko Kościół, Naród i Przywódca.

Partia powiada zatem: my wiemy, że wy wiecie, iż nasze państwo nie działa dobrze. Może i nie wykonujemy należycie naszych podstawowych zadań w szkolnictwie, transporcie, służbie zdrowia, zabezpieczeniu społecznym, czy edukacji. Zmiany w nich trwają długie lata i niekoniecznie mają wpływ na waszą kondycję. Dlatego miast składać wam obietnice co do tego, co Państwo może uczynić dla Was w ramach swoich obowiązków, zasilimy bezpośrednio wasze budżety domowe. Wy sobie sami dacie lepiej radę w obrębie podmiotu - jednostki rodzinnej, lepiej wiecie, na co wydać te pieniądze. Tak jak sami musieliście sobie dawać jakoś radę, patrząc z żalem lub niechęcią na tych, którzy dawali sobie radę lepiej. Więc dla niwelowania różnic, dawania szans, my wam damy gotówkę do kieszeni. Ta strategia jest faktyczną „prywatyzacją” nieudolnego Państwa. Szczególną, bo na rzecz rodzin, apelując do ich „zdrowego rozsądku”.

Przesłanie to jest podbijane narracją o aferach, kradzieżach, złym zarządzaniu finansami przez poprzedników rządu PiS. Umacnia to tylko wątpiących w przekonaniu, że otrzymanie gotówki nie jest jałmużną lub wyborczym przekupstwem. Jest rzetelnym udziałem w pomyślności ogółu, w prywatyzacji zadań państwa na rzecz „rodziny na swoim”, jest budową “godności ubogiego człowieka prowincji”. Wewnętrzna lojalność rodzinna i klanowa wzmacnia poczucie słuszności tego rozwiązania. Nie pozostawia miejsca na szerszą solidarność społeczną, czy na „miłość bliźniego” – wobec niepełnosprawnych, nauczycieli, czy ludzi LGBT – bo nie może być na nią miejsca: poczucie niedostatku i krzywdy przez pokolenia rodzi i utrwala szeroko pojęty egoizm rodzinny.

Po raz pierwszy od 1989 r. mamy też władzę budującą “godność” ją popierających – przez otwartą agresję wobec opozycji i wybranych warstw społecznych. W najbrutalniejszych słowach i metaforach PiS, rząd i prezydent mówią kto jest “dobry”, a kto “zły”. Świadomie obrażają oponentów, pomawiają ich o najniższe pobudki: o pospolite przestępstwa, “zaprzaństwo”, zdradę i zbrodnię. Używają przy tym działających na świadomość kalek historycznych. Ludzie kierujący się w życiu wartościami, a nie nienawiścią czy zemstą, nie potrafią w polemice zejść do tego poziomu. 

Ta dobrze przemyślana ofensywa brutalności i hejtu ma dwa ostrza: jednym ma neutralizować przeciwnika i onieśmielać go. Jest też i strona druga: władza celowo zwróciła się do małych ojczyzn lokalnych, grup społecznych często mniej dotąd aktywnych wyborczo gdzie tradycja i kolektywizm przeważają nad potrzebą rozwoju indywidualnego. Powiązanie sukcesu osobistego z rozwojem całego kraju i jego integracją europejską przez lata przemian odnosiło największe sukcesy w miastach i centrach przemysłowych. W ośrodkach oddalonych od centrów czas płynął wolniej. Zakotwiczony o znaki pamięci historycznej i przyzwyczajenia. Przy doznawanej tam asymetrii informacji, mniejszej znajomości i rozumieniu świata, PiS wykorzystał i zaczął silnie stymulować poczucie „krzywdy wyrządzonej prowincji” i niechęci wobec elit . Zaczęto budować wrogość wobec Unii Europejskiej, jako zagrażającej “suwerenności” Polski, będącej przy tym źródłem gorszących tradycję „nowinek” obyczajowych.

Władza pokazała tym społecznościom, jak łatwo poniżyć tych, do których czują one niechęć, jak łatwo zburzyć oparte na profesjonalizmie instytucje. „Obalanie starego porządku” miało służyć budowie godności. Władza zatem, obok “prywatyzacji obowiązków państwa”, dokonała „zastrzyku godności”, poprzez planową destrukcję dotychczasowej hierarchii społecznej.

Intuicja mi podpowiada, że „Diagnoza społeczna” prof. Janusza Czapińskiego, która odczytywała te zjawiska, nie była studiowana przez polityków. Wielu członków obecnej władzy wyczuwało je z autopsji. Czy więc błędem było pominięcie analizy antropologicznej zarówno konstrukcji podmiotowości, jak i głęboko ukrytych resentymentów niemałej części społeczeństwa? Czy nie umiejąc rozpoznać stanu ducha części Polaków, a będąc przy tym słusznie dumnym z osiągnięć transformacji, potrafiono wykreować typ polityki, który umiałby powiązać dalszą ewolucyjną modernizację kraju z zaadresowaniem niezaspokojonego odczucia empatii i koniecznością niwelowania różnic socjalnych wśród tych, co uaktywnieni zostali na scenie wyborczej? W tak wytworzoną lukę wszedł agresywny negatywizm obecnej władzy.

W płaszczyźnie decyzji wyborczych skutkiem mogą stać się decyzje co do preferencji politycznych podejmowane grupowo. Bronić więc można tezy, że regułą stać się może to, iż decyzja podjęta przez lidera rodziny obowiązuje pozostałych jej członków. Prowadzi to do efektu kuli śnieżnej: rodzina podejmuje jedną decyzję i gremialnie, wielopokoleniowo, wyraża ją w wyborach. Można, prawem wyjątku, wyobrazić sobie młodych, zbuntowanych członków rodziny łaknących zmiany, ale również i kobiety poddane patriarchalnej władzy mężów, którzy pokornie zagłosują nawet na mizogina. Fatalizm wpisany jest w naturę osób poddanych władzy rodziny.

Jak do tego podejść? Jak znaleźć zrozumienie elektoratu? Jak adresować propozycje modernizacyjne do tak różnych określonych tu struktur społecznych. Zwycięzca wyborów by znać odpowiedź, będzie musiał intuicyjnie, emocją dotknąć tak zróżnicowanej polskiej natury.

Autor jest niezależnym dyrektorem niewykonawczym, byłym prezesem grupy Commercial Union Aviva w Polsce, byłym wiceprezesem banku PKO BP

Wystąpienie Andrzeja Dudy w Nowym Sączu 26 czerwca 2020 r., tuż przed ciszą wyborczą, miało adresować potrzeby bezpieczeństwa tych wszystkich, którzy – zapewne od pokoleń – noszą w sobie “pamięć żalu”. To oni przez dekady odczuwali niepewność finansową oraz brak możliwości zmiany swojej pozycji społecznej.

Ta niepewność powoduje, że w ich perspektywie:
- jakość usług publicznych służby zdrowia, edukacji i transportu staje się wtórna
- bezpieczeństwo kraju jest trzeciorzędne;
- praworządność i rola konstytucji - czwartorzędna;
- a kwestia niespełnionych obietnic partii i rządu staje się pięciorzędna.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?