Rzeczpospolita: Eksperci nie kryją zaskoczenia, że jednak udało się zorganizować spotkanie Donalda Trumpa z Kim Dzong Unem w Singapurze. Jak pan oceniał szanse, że się ono odbędzie?
Prof. Waldemar J. Dziak: Też jeszcze niedawno byłem przekonany, że to się nie uda. Długo nie znaliśmy agendy szczytu. Na naszych oczach tworzy się historia. Jest to o tyle ważne wydarzenie, że Korea Płn. to państwo nieporównywalne z żadnym innym reżimem komunistycznym. Tam szybko zrezygnowano ze znanej nam wersji marksizmu i leninizmu na rzecz ideologii dżucze i kimirsenizmu, czyli mieszanki stalinizmu, rasizmu, nacjonalizmu, szowinizmu i ksenofobii.
Pan w czasach PRL poznał głównego ideologa tamtejszej partii.
Tak, zmarły w 2010 r. prof. Hwang Jang Y0p był sekretarzem Komitetu Centralnego, rektorem Uniwersytetu Kim Ir Sena i Akademii Dżucze, czyli kuźni kadr, a także autorem większości przemówień Kim Ir Sena. Spotkałem się z nim pięciokrotnie, pięknie władał językiem rosyjskim, jako że ukończył studia na Uniwersytecie Łomonosowa. Uciekł z Korei w 1997 r. Czułem, że czmychnie. Interesował się zupełnie nieideologicznymi sprawami – pytał mnie o życie w Polsce, o to, jak u nas rodziny się odżywiają, interesował się polskimi kobietami. Niestety, jego rodzina zapłaciła za tę ucieczkę najwyższą cenę. W Korei Płn. rodziny uciekinierów w całości, do trzeciego pokolenia włącznie, są mordowane.
Kto obecnie jest najważniejszą osobą w Korei Płn. po Kim Dzong Unie?