Irena Lasota: Sto lat, prezydencie Landsbergis

W najbliższą środę, 18 października, prof. Vytautas Landsbergis kończy 85 lat. Postawa Litwinów z Landsbergisem na czele była dla wielu innych republik ZSRS przykładem i natchnieniem.

Aktualizacja: 13.10.2017 16:30 Publikacja: 12.10.2017 13:18

Irena Lasota: Sto lat, prezydencie Landsbergis

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

W najbliższą środę, 18 października, prof. Vytautas Landsbergis kończy 85 lat. Chociaż nazywamy go prezydentem - technicznie był głową państwa litewskiego od 1990 do 1992 r. - to gdyby nie litewska skromność i brak patosu, miałby prawo nosić, tak jak Kemal Atatürk, imię ojca wyzwolonej z rosyjskiej niewoli Litwy.

Wiadomo, że jasność myśli przekłada się na jasność mówienia. Prof. Landsbergis mówi płynnie w wielu językach, w tym po polsku, angielsku i rosyjsku (w tym ostatnim chyba niechętnie). W każdym z nich wyraża się nadzwyczaj precyzyjnie i między innymi tym poderwał Litwinów do walki o niepodległość, wpierw jako współzałożyciel, później przewodniczący Sąj?disu. 11 marca 1990 r. przewodniczył sesji parlamentu (jeszcze Litewskiej SRS), na której proklamowano niepodległą Republikę Litewską. Osłabiona Moskwa ciągle jednak gotowa była walczyć i próbowała zbrojnie pokonać pierwsze niepodległe państwo, które jej uciekało, ale przykład Litwy okazał się zaraźliwy i ze wszystkimi naraz już nie mogła walczyć.

Postawa Litwinów z Landsbergisem na czele była dla wielu innych republik ZSRS przykładem i natchnieniem. Prof. Landsbergis uważa, że właśnie okres między 1989 i 1991 r. był tym, w którym można – a nawet trzeba – było dokonywać przełomowych wyborów, czy stać się państwem niezależnym od Rosji, od komunizmu i KGB, w którym ludzie mieliby najwięcej możliwości działania. Zastanawiam się, co musieli w tym czasie myśleć Litwini czy Estończycy domagający się z narażeniem życia wyjścia wojsk sowieckich, gdy w tym samym czasie polski prezydent i czołowa gazeta w Polsce tłumaczyli, że te wojska należy na razie w kraju zostawić.

Vytautas Landsbergis jest jednym z niewielu polityków, którzy robią wrażenie, jakby nigdy nie zetknęli się z zakłamanym językiem komunistycznym, tą nowomową, tym „dialektycznym" bełkotem, który sączył się ze wszystkich stron. Dla niego 2+2 jest zawsze 4, białe białym, a czerwone czerwonym. Może dlatego był w młodości wybitnym szachistą.

W latach 2004–2014 był deputowanym do Parlamentu Europejskiego i chyba właśnie on przysparzał najwięcej kłopotów lewicy, liberałom i politycznym ignorantom, piętnując komunizm jako system i Rosję jako groźne imperialistyczne mocarstwo. Gdy w europarlamencie debatowano nad zakazem symboli nazistowskich, Landsbergis domagał się, by do tej rezolucji dodać zakaz używania symboli komunistycznych. Sierp i młot na równi ze swastyką są najgorszą anatemą dla lewicy europejskiej, która ciągle lubi czerwone flagi i chce choćby Lenina uchronić od śmierci historycznej.

Nie będąc ani historykiem, ani – na szczęście – politologiem, Vytautas Landsbergis analizuje filozofię i historię Imperium Rosyjskiego i uważa, że właśnie ta tradycyjna mentalność stanowi największe zagrożenie dla sąsiadów Rosji. Mówił, pisał to i przed rosyjską inwazją na Gruzję w 2008 r., i przed anszlusem Krymu w 2014 r.

Ktoś, kto nie zna dobrze profesora, może widzieć go tylko jako surowego Savonarolę antykomunizmu. Ja robiłam mu zdjęcie, gdy tańczył na stadionie w Wilnie w rocznicę bitwy pod Grunwaldem, widziałam, gdy ciepło rozmawiał z papieżem Janem Pawłem II. Jedno z najmilszych wspomnień mam z 2008 r., gdy czekaliśmy na niego – w towarzystwie ponad 20 wspaniałych naszych przyjaciół z postsowieckiego świata – w restauracji Buffo w Warszawie. Profesor wracał z Lublina, gdzie zaprosiła go młodzież skupiona wokół księdza Mietka Puzewicza, i miał nam po kolacji powiedzieć kilka słów, na które bardzo czekaliśmy. Zmęczony siadł koło mnie i spytał: „Pani Ireno, czy ja naprawdę muszę coś mówić?". Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdy zobaczył fortepian i – już ożywiony – powiedział: „To może ja raczej coś zagram?". Zanim zagrał, mówił nam o genialnym litewskim kompozytorze Mikalojusie Čiurlionisie, o którym właśnie skończył pisać książkę, a potem grał nam jego utwory. Bo profesorem jest jak najprawdziwszym – muzykologiem, a pianistą – wspaniałym, choć znawcy mówią, że jego małżonka – jeszcze lepszym.

Sto lat Panie Profesorze, Panie Prezydencie, wspaniały człowieku.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

W najbliższą środę, 18 października, prof. Vytautas Landsbergis kończy 85 lat. Chociaż nazywamy go prezydentem - technicznie był głową państwa litewskiego od 1990 do 1992 r. - to gdyby nie litewska skromność i brak patosu, miałby prawo nosić, tak jak Kemal Atatürk, imię ojca wyzwolonej z rosyjskiej niewoli Litwy.

Wiadomo, że jasność myśli przekłada się na jasność mówienia. Prof. Landsbergis mówi płynnie w wielu językach, w tym po polsku, angielsku i rosyjsku (w tym ostatnim chyba niechętnie). W każdym z nich wyraża się nadzwyczaj precyzyjnie i między innymi tym poderwał Litwinów do walki o niepodległość, wpierw jako współzałożyciel, później przewodniczący Sąj?disu. 11 marca 1990 r. przewodniczył sesji parlamentu (jeszcze Litewskiej SRS), na której proklamowano niepodległą Republikę Litewską. Osłabiona Moskwa ciągle jednak gotowa była walczyć i próbowała zbrojnie pokonać pierwsze niepodległe państwo, które jej uciekało, ale przykład Litwy okazał się zaraźliwy i ze wszystkimi naraz już nie mogła walczyć.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Żadnych czułych gestów