Bogusław Chrabota: Łyk optymizmu za Keynesem

W 1930 roku jeden z twórców współczesnej ekonomii John Maynard Keynes wygłosił w siedzibie Rezydencji Studentów w Madrycie z niecierpliwością oczekiwany wykład pt. „Ekonomiczne możliwości naszych wnuków".

Aktualizacja: 19.08.2018 15:25 Publikacja: 17.08.2018 18:00

Bogusław Chrabota: Łyk optymizmu za Keynesem

Foto: Fotorzepa, Maciej Zienkiewicz

Słuchacze spodziewali się od Brytyjczyka czarnej wizji przyszłości i tylko odważniejsi wierzyli, że zapali jakieś światełko w tunelu. Był to wszak wciąż początek największego w historii światowego kryzysu. Zbankrutowani przedsiębiorcy z Wall Street rzucali się z okien wieżowców, padały kwitnące dotąd przedsiębiorstwa, a miliony ludzi ledwie zarabiały na miskę zupy.

Kapitalizm nie miał żadnych doświadczeń ze zwalczaniem strukturalnego kryzysu, więc czarnowidztwo mogło być uzasadnione. Czyżby sprawdzały się przepowiednie Malthusa i globalną ekonomię czekała zagłada? Keynes zaskoczył jednak słuchaczy spokojnym jak na owe czasy i pełnym optymizmu wyznaniem, że „problem ekonomiczny nie jest – jeśli spojrzeć w przyszłość – problemem, z którym rodzaj ludzki będzie mierzyć się zawsze". Co więcej, prorokował, że w ciągu stulecia poziom życia w „czołowych gospodarkach" wzrośnie od czterech do ośmiu razy.

Keynes wyliczał jednak czynniki, które mogą ograniczyć tę spokojną perspektywę wzrostu. By świat mógł się rozwijać w opisanym tempie, ludzkość musi sobie poradzić z trzema okolicznościami. Pierwsza to (wybrzmiewające wciąż echo Malthusa) zdolność ograniczenia wzrostu populacji, druga to zapewnienie postępu w nauce, trzecia – zbudowanie systemu eliminacji wojen i unikania konfliktów wewnętrznych. Przypomnijmy, był początek trzeciej dekady XX w. Światowa depresja miała się skończyć za trzy lata, dokładnie wtedy, gdy po władzę w Republice Weimarskiej miał sięgnąć pewien krzykacz z Monachium. Co więcej, ów krzykacz w ciągu zaledwie sześciu lat miał zburzyć nie tylko model intelektualny Keynesa, ale cały porządek światowy.

Oto więc po ledwie dziewięciu latach wybucha wojna światowa, która trzebi populację przynajmniej dwóch kontynentów i wprowadza ludzkość na nową ścieżkę ludobójstwa. Jednocześnie ta sama brutalna konfrontacja przyspiesza postęp technologiczny i doprowadza do pięćdziesięcioletniego światowego konfliktu, który przejdzie do historii pod nazwą „żelaznej kurtyny".

Czyżby keynesowski model wyważonego rozwoju runął jak domek z kart? Na pozór tak, ale mimo turbulencji, jakie zafundowała światu druga wojna światowa i kolejne dekady, keynesowska prognoza sprawdziła się z nawiązką. Nie tylko „czołowe gospodarki", ale także regiony w latach 30. peryferyjne, jak kraje Zatoki Perskiej i Dalekiego Wschodu, weszły na ścieżkę niespotykanego tempa rozwoju.

Czy John Maynard Keynes to przewidział? Czy ktokolwiek mógł to przewidzieć? Nie było takich mądrych. Przed 100 laty przeważały raczej koncepcje pesymizmu cywilizacyjnego, zgodnie z którymi miasta miały utonąć w zwałach końskiego nawozu, a wygłodzona, pęczniejąca demograficznie cywilizacja wymrzeć z głodu. Po 100 latach łatwo można ocenić, że tak się nie stało. Dlaczego więc – spytam – teraz miałoby być inaczej? Czy aby współczesne echa maltuzjanizmu nie prowadzą – jak przed stuleciem – na intelektualne manowce? Bo czymś innym jest często posępna i pozornie niedająca nadziei diagnoza współczesności, a czym innym faktyczny determinizm, zgodnie z który człowiek „koniecznie musi" doprowadzić do zniszczenia planety, wyczerpania jej zasobów, zaśmiecenia, zatrucia, w końcu wysadzenia w powietrze przy użyciu zgromadzonych zasobów broni nuklearnej. Całe nasze doświadczenie pokazuje, że „nie musi", a jeśli już – to „może", i to raczej wbrew naszej woli niż z nią w zgodzie.

Dlatego niezwykle cenię sobie sygnalistów, którzy trąbią na alarm, zwracają uwagę na zmiany czy patologie. Nagłaśniają czasem nawet przesadnie realne problemy. Są papierkiem lakmusowym naszych czasów, termometrem. Ale bardziej niż w ich katastroficzne przepowiednie wierzę, że natchną czy zainspirują tych, którzy te problemy rozwiążą. Może już rozwiązują. Bo człowiek to potrafi. ©?

Cytaty z Keynesa za: Ignacio Palacios-Huerta „Gospodarka za 100 lat. Najważniejsi ekonomiści przewidują przyszłość", Kurhaus Publishing, 2014

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Słuchacze spodziewali się od Brytyjczyka czarnej wizji przyszłości i tylko odważniejsi wierzyli, że zapali jakieś światełko w tunelu. Był to wszak wciąż początek największego w historii światowego kryzysu. Zbankrutowani przedsiębiorcy z Wall Street rzucali się z okien wieżowców, padały kwitnące dotąd przedsiębiorstwa, a miliony ludzi ledwie zarabiały na miskę zupy.

Kapitalizm nie miał żadnych doświadczeń ze zwalczaniem strukturalnego kryzysu, więc czarnowidztwo mogło być uzasadnione. Czyżby sprawdzały się przepowiednie Malthusa i globalną ekonomię czekała zagłada? Keynes zaskoczył jednak słuchaczy spokojnym jak na owe czasy i pełnym optymizmu wyznaniem, że „problem ekonomiczny nie jest – jeśli spojrzeć w przyszłość – problemem, z którym rodzaj ludzki będzie mierzyć się zawsze". Co więcej, prorokował, że w ciągu stulecia poziom życia w „czołowych gospodarkach" wzrośnie od czterech do ośmiu razy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Portugalska rewolucja goździków. "Spotkałam wiele osób zdziwionych tym, co się stało"
Plus Minus
Kataryna: Ministrowie w kolejce do kasy
Plus Minus
Decyzje Benjamina Netanjahu mogą spowodować upadek Izraela
Plus Minus
Prawdziwa natura bestii
Plus Minus
Śmieszny smutek trzydziestolatków