Rage Against the Machine mogliby nagrać tylko pierwszą płytę, a i tak przeszliby do legendy. Świat ledwo oswoił się z zespołami grunge – Nirvaną, Pearl Jam, Soundgarden, gdy w 1992 r. ukazała się debiutancka płyta Rage. Była jak piorun z jasnego nieba.
O ile liderzy grunge nawiązywali do klasyków hard rocka lub punku, o tyle RATM zaproponował świeżą wybuchową mieszankę. Zack de la Rocha rapował jak obrazoburczy kaznodzieja, Tom Morello grał na gitarze ciężkie riffy, osiągał efekt skreczowania płytą, oszczędnie dozując solówki. Sekcja rytmiczna Brada Wilka (perkusja) i Tima Commerforda (bas) tworzyła piekielny koktajl funku, hard rocka i hard core. Płytę nagrali bez sampli i komputerów. To był analogowy ewenement.
RATM stał się też mistrzem budowania i rozładowania napięcia, czego przykładem jest „Bullet in the Head”. Pachniały dynamitem „Killing in the Name”, „Take the Power Back”, „Know Your Enemy” z 17 razy użytym „fuck”, skierowanym przeciwko rasizmowi, przemocy i militaryzmowi amerykańskiego społeczeństwa z Ku Klux Klanem w tle.
Pacyfistyczne, anarchistyczne przesłanie zilustrowano zdjęciem samospalenia buddyjskiego mnicha w Wietnamie w 1963 r., protestującego przeciwko reżimowi wspieranemu przez Biały Dom. Idealnie trafiało w czas wojny w Zatoce Perskiej, dziś uważanej za punkt zwrotny w narodzinach globalnego terroryzmu. Wśród duchowych patronów płyty są Bobby Sands, aktywista IRA, który zmarł po strajku głodowym, i lider Czarnych Panter Huey P. Newton. Okładkę singla „Bombtrack” zdobiła podobizna Che Guevary, a muzycy sympatyzowali też z peruwiańskimi maoistami oraz zapatystami w Meksyku.
De la Rocha jest zresztą wnukiem meksykańskiego rewolucjonisty. Ojciec Morella brał udział w kenijskim powstaniu przeciwko Brytyjczykom. Był potem ambasadorem przy ONZ, z jego rodziny pochodził pierwszy prezydent pokolonialnej Kenii. Sam muzyk studiował na Harvardzie. O grupie mówiono też, że to „lewica latte”.