Jasność jest na wagę złota, a nawet jeszcze cenniejsza, nie tylko rozprasza chandrę w jesienne, krótkie, ciemne dni, ale rozpromienia sypialniane mroki. Do takiego wniosku doszli naukowcy włoscy z Uniwersytetu w Sienie. Ich zdaniem światło żywe, czyli słoneczne, może pomagać płci silniejszej zabłysnąć w łóżku, jeśli słabnie w niej libido.
Badacze doszli do tego drogą obserwacji: na półkuli północnej do zapłodnienia dochodzi najczęściej wiosną i latem, najrzadziej zimą. Zjawisko to osiąga apogeum w czerwcu, czyli w miesiącu o maksymalnym nasłonecznieniu. Spoglądając na te wyniki, uczeni zastanawiają się, czy aby ekspozycja na światło nie ma związku z przypływem chęci do poczynania sobie w taki sposób, że kończy się to poczęciem.
Naukowcy rozumują naukowo, Gino Faglioni, profesor psychologii Uniwersytetu w Sienie, wyjaśnia, że światło stymuluje syntezę testosteronu, a ten wzmaga satysfakcję seksualną. Dlatego – zastanawia się profesor – mężczyźni, którzy gaszą światło, zanim wyswobodzą kolana z nogawek, być może błądzą.
Pół godziny dziennie ekspozycji na światło wzmaga wydzielanie testosteronu. Aby tego dowieść, zespół profesora Faglioniego zgromadził grupę 38 mężczyzn u których zdiagnozowano nędzne libido. Połowie z nich aplikowano codziennie 30-minutową kąpiel słoneczną. Przed rozpoczęciem doświadczenia eksperymentatorzy poprosili każdego z ochotników o oszacowanie swojej satysfakcji seksualnej w skali od 1 do 10. Jednocześnie pobrano od nich krew, aby zbadać poziom testosteronu.
Po 15 dniach eksperymentu u mężczyzn nasłonecznianych poziom satysfakcji osiągnął 6,3, czyli wzrósł trzykrotnie. Poziom testosteronu także im podskoczył. Natomiast u „ciemnych" nadal było mizernie, zaledwie 2,7.