Rzeczpospolita: „Rzeczpospolita" dotarła do raportu, który wskazuje na to, że abp Józef Kowalczyk, oskarżany o współpracę z bezpieką, współpracy tej jednak odmówił. Dokument ten znajdował się do niedawna w zbiorze zastrzeżonym IPN, który został zlikwidowany w zeszłym roku. Czym był zbiór zastrzeżony?
Łukasz Kamiński: Gdy powoływano IPN, ustanowiono procedurę, zgodnie z którą służby specjalne mogły zastrzec część akt, przekazywanych do archiwum instytutu. Jedynie prokuratorzy IPN, w ramach prowadzonych śledztw dotyczących zbrodni bądź postępowań lustracyjnych, mieli do nich dostęp. Służby mogły kierować tam dokumenty ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Tyle że było to bardzo uznaniowe, brakowało procedury, która pozwoliłaby zweryfikować, czy rzeczywiście tak było.
Czyli dobrze się stało, że zostały odtajnione?
Tak, ta decyzja będzie miała korzystny wpływ z punktu widzenia badań historycznych.
Jednak debata nad odtajnieniem zbioru była bardzo gorąca. Niektórzy podnosili argument, że zagrozi to bezpieczeństwu Polski.