Zbiór zastrzeżony IPN – niepotrzebna aura tajemniczości

Rozmowa z Łukaszem Kamińskim, historykiem z Uniwersytetu Wrocławskiego, prezesem Instytutu Pamięci Narodowej w latach 2011–2016

Aktualizacja: 27.02.2018 17:46 Publikacja: 26.02.2018 18:32

Zbiór zastrzeżony IPN – niepotrzebna aura tajemniczości

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Rzeczpospolita: „Rzeczpospolita" dotarła do raportu, który wskazuje na to, że abp Józef Kowalczyk, oskarżany o współpracę z bezpieką, współpracy tej jednak odmówił. Dokument ten znajdował się do niedawna w zbiorze zastrzeżonym IPN, który został zlikwidowany w zeszłym roku. Czym był zbiór zastrzeżony?

Łukasz Kamiński: Gdy powoływano IPN, ustanowiono procedurę, zgodnie z którą służby specjalne mogły zastrzec część akt, przekazywanych do archiwum instytutu. Jedynie prokuratorzy IPN, w ramach prowadzonych śledztw dotyczących zbrodni bądź postępowań lustracyjnych, mieli do nich dostęp. Służby mogły kierować tam dokumenty ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Tyle że było to bardzo uznaniowe, brakowało procedury, która pozwoliłaby zweryfikować, czy rzeczywiście tak było.

Czyli dobrze się stało, że zostały odtajnione?

Tak, ta decyzja będzie miała korzystny wpływ z punktu widzenia badań historycznych.

Jednak debata nad odtajnieniem zbioru była bardzo gorąca. Niektórzy podnosili argument, że zagrozi to bezpieczeństwu Polski.

Nic takiego się nie stało. Zresztą nie wszystkie dokumenty zostały udostępnione – część dalej jest utajniona. Nie ma tu żadnego niebezpieczeństwa. W zbiorze zastrzeżonym znajdowały się materiały typowo historyczne – akta operacyjne SB, agenturalne, akta dotyczące technik operacyjnych – jakie są dostępne w innych częściach archiwum IPN.

Skąd zatem brały się te wszystkie emocje wokół zbioru zastrzeżonego?

Skala emocji, która narastała przez lata, wynikała z atmosfery tajemniczości – z tego, że nie wiedzieliśmy, co w tym zbiorze jest. Powstawały na ten temat różnego rodzaju teorie i mity. Wierzono, że znajdują się tam materiały, które wyjaśnią najnowszą historię Polski. Tymczasem od likwidacji zbioru niedługo minie rok i na razie wielkich sensacji nie było. Jest to kolejny dowód na to, że ten zbiór nie był potrzebny.

—rozmawiał Łukasz Lubański

Rzeczpospolita: „Rzeczpospolita" dotarła do raportu, który wskazuje na to, że abp Józef Kowalczyk, oskarżany o współpracę z bezpieką, współpracy tej jednak odmówił. Dokument ten znajdował się do niedawna w zbiorze zastrzeżonym IPN, który został zlikwidowany w zeszłym roku. Czym był zbiór zastrzeżony?

Łukasz Kamiński: Gdy powoływano IPN, ustanowiono procedurę, zgodnie z którą służby specjalne mogły zastrzec część akt, przekazywanych do archiwum instytutu. Jedynie prokuratorzy IPN, w ramach prowadzonych śledztw dotyczących zbrodni bądź postępowań lustracyjnych, mieli do nich dostęp. Służby mogły kierować tam dokumenty ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. Tyle że było to bardzo uznaniowe, brakowało procedury, która pozwoliłaby zweryfikować, czy rzeczywiście tak było.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?