Jeszcze kilka dni przed Świętem Niepodległości każdy obserwator życia publicznego musiał mieć wrażenie nieprawdopodobnego chaosu w związku ze stuleciem odzyskania niepodległości. Sądowa batalia Hanny Gronkiewicz-Waltz z narodowcami, strajk policji, informacje o neonazistach z innych krajów, którzy wybierali się do Warszawy – wszystko to nie napawało optymizmem.

Patrząc jednak z perspektywy czasu, możemy mówić o tym, że obchody się udały. Polskie państwo również stanęło na wysokości zadania, zapewniając bezpieczeństwo wszystkim uczestnikom obchodów. Przytłaczająca większość spośród ćwierci miliona osób, które przeszły ulicami stolicy w marszu z okazji Święta Niepodległości, to byli ludzie, którzy chcieli w radosny sposób zamanifestować przywiązanie do ojczyzny, do biało-czerwonej flagi. I zarówno tym wszystkim, którzy w pokojowy sposób manifestowali, jak i tym, którzy zapewnili im bezpieczeństwo, należą się – u progu nowego stulecia polskiej niepodległości – podziękowania i gratulacje.

Bez względu na to, jak oceniamy część haseł i incydentów w wykonaniu narodowców oraz niektórych ich gości, nie doszło do żadnych poważniejszych prowokacji zagrażających bezpieczeństwu. Nie niesiono transparentów głoszących zakazaną prawem ideologię. Służby zatrzymały ok. 100 neonazistów, którzy mogliby zakłócić obchody 11 listopada, a Straż Graniczna nie dopuściła, by do kraju wjechali osobnicy z listy 400 osób wytypowanych przez służby jako stanowiące zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa 11 listopada. Niebezpieczeństwo zakłócenia obchodów przez środowiska neonazistowskie było więc całkiem realne i służbom państwowym należą się wyrazy uznania za to, że nie pozwoliły, by wspólne święto zmieniło się w neonazistowskie dziady.

Nawet zorganizowany naprędce piknik w ogrodach Kancelarii Premiera czy pokaz świetlno-muzyczny ze sztucznymi ogniami na bulwarach wiślanych wypadły bardzo dobrze, nie mówiąc o tysiącach imprez w całym kraju, podczas których miliony Polaków świętowały dzień niepodległości. Wydaje się, że jako naród zdaliśmy 11 listopada egzamin. Mogło być lepiej? Oczywiście, mogliśmy świętować z zagranicznymi przywódcami, mogliśmy wszystko przygotować wcześniej i lepiej. Ale nie było źle.

Nie oznacza to, że nie znajdzie się i łyżka dziegciu. Gorzki smak ma przede wszystkim to, że wspólny marsz w Warszawie był organizowany przez organizacje nacjonalistyczne i przez krytyków obecnej władzy może zostać odebrany jako żyrowanie środowisk skrajnych. Obecność zielonych flag ONR czy transparentów włoskich neofaszystów z Forza Nuova – jakkolwiek należały do mniejszości – kładzie się jednak cieniem na tym marszu. I choć premier Mateusz Morawiecki zapewniał w orędziu, że Polska nie chce wychodzić z Unii Europejskiej, wszechpolacy spalili flagę UE, a wszystkie organizacje zrzeszone w stowarzyszeniu Marsz Niepodległości (ONR, Ruch Narodowy, Młodzież Wszechpolska) opowiadają się za wyjściem Polski z Unii, co z pewnością stanie się tematem zbliżających się wyborów do Parlamentu Europejskiego. Ale najważniejsze jest co innego. Może już dziś rząd pomyśli o tym, co zrobić, by w przyszłym roku nie musiało dochodzić do takiego zgniłego kompromisu, w którym marsz organizowany przez środowiska radykalne – choć działające legalnie – włączony zostaje w obchody państwowe. Jakby co, przypominam rządzącym, że Święto Niepodległości wypada w przyszłym roku 11 listopada, więc zostało dokładnie 12 miesięcy na to, by zaproponować Polakom wspólne świętowanie pozbawione kibicowskiego entourage'u i towarzystwa ONR, które jest dla wielu rodaków poważnym problemem.