Legenda o Zjednoczonej Opozycji

Ci, którzy krytykują Roberta Biedronia, za tworzenie własnego ugrupowania w sytuacji, gdy ojczyzna w niebezpieczeństwie, a kto żyw powinien dołączać do Grzegorza Schetyny, wzorem Barbary Nowackiej, dali się uwieść legendzie o Zjednoczonej Opozycji. A legenda, jak to legenda – ma w sobie tylko ziarno prawdy.

Aktualizacja: 10.09.2018 06:23 Publikacja: 09.09.2018 20:57

Legenda o Zjednoczonej Opozycji

Foto: Fotorzepa/ Grzegorz Rutkowski

Legenda owa opiera się na złudzeniu, iż wynik wspólnej listy opozycji – obejmującej każdego od Włodzimierza Czarzastego po Romana Giertycha – byłby prostą sumą poparcia, jaką każda z części składowych owej egzotycznej koalicji uzyskałaby startując osobno.

To przeświadczenie wynika z przekonania, iż wyborcy, którzy nie popierają PiS-u, automatycznie zagłosują na każdego, kto PiS-em nie jest. W twierdzeniu tym tkwi ziarno prawdy – rzeczywiście zapewne są tacy wyborcy. Ale – jak się wydaje – stanowią oni mniejszość, co widać chociażby po frekwencji na ostatnich demonstracjach w obronie sądów. Bo właśnie ci wychodzący na ulicę i jawnie demonstrujący swój sprzeciw wobec PiS, to ludzie, którzy są przekonani, iż sytuacja jest na tyle poważna, że Prawo i Sprawiedliwość trzeba zatrzymać za wszelką cenę. Cała reszta – jak się zdaje – aż tak silnego przekonania o tym, iż PiS zagraża ich wolności i bezpieczeństwu, nie ma. A co za tym idzie dokonując politycznych wyborów będzie oczekiwała czegoś więcej, niż tylko zapewnienia, że zwycięski blok nie będzie PiS-em.

Tymczasem tworzenie bloku socjalno-liberalno-konserwatywnego stwarza ryzyko, iż dla wyborcy centroprawicowego Koalicja Obywatelska może stać się zbyt lewicowa, z kolei dla niejednego wyborcy centrolewicowego i lewicowego – z pewnością będzie zbyt prawicowa. Ktoś powie, że Zjednoczona Prawica to też twór dość eklektyczny. To prawda, ale jest on w tym eklektyzmie znacznie bardziej spójny. Z PiS sytuacja jest bowiem jasna – w sferze ekonomicznej jest to partia dość silnie lewicowa, w sferze ideologicznej – konserwatywna. Tymczasem koalicja PO-Nowoczesna-Inicjatywa Polska w sferze ekonomicznej będzie zarazem bardzo liberalna (Nowoczesna), jak i bardzo socjalna (Inicjatywa Polska), z kolei w sferze ideologicznej będzie zarazem konserwatywna (PO), jak i bardzo progresywna (Inicjatywa Polska). W efekcie wyborca głosujący na tak szeroki blok (a przecież może on stać się jeszcze szerszy przed kolejnymi wyborami), będzie jak Forrest Gump sięgający do pudełka z czekoladkami – nie będzie do końca pewien co mu się trafi, jeśli pomoże owej szerokiej Koalicji dojść do władzy. Może dostanie związki partnerskie, a może obniżenie podatków dla najbogatszych. W efekcie zbyt szeroka lista opozycji może stracić część głosów, które padłyby na jej kandydatów, gdyby startowali osobno. Po prostu niektórzy wyborcy uznają, iż nie warto ryzykować wyciągnięcia z owego pudełka z czekoladkami czegoś, po czym groziłaby im niestrawność.

I dlatego więcej sensu ma projekt Biedronia, który jest kolejną w ostatnim czasie próbą powstania trzeciego – obok prawicowego i liberalnego – bloku na naszej scenie politycznej. Wydaje się bowiem, iż gdyby opozycja startowała przeciwko PiS w ramach dwóch – w miarę spójnych światopoglądowo bloków – wówczas zaistniałby ten efekt synergii, na który błędnie liczą osoby zachęcające opozycję do stworzenia jednej szerokiej listy. Centroprawicowi wyborcy, uznający, że PiS nie jest dobrym reprezentantem ich interesów, mogliby wówczas z czystym sercem zagłosować na konserwatywno-liberalną listę PO-Nowoczesnej. Z kolei progresywni i socjalni wyborcy – mogliby zagłosować na listę lewicy.

Jednoczeniu się lewicy wokół Biedronia może sprzyjać to, że debiut jego formacji ma przypaść na wybory do PE – bodaj najłatwiejsze dla młodych formacji wybory, w których znane i głośne nazwisko lidera jest znacznie więcej warte, niż rozbudowane struktury terenowe. A że do wygrania są bardzo atrakcyjne mandaty europosłów – sojusz z Biedroniem może okazać się dla wielu lewicowych ruchów kuszący.

Jarosław Kaczyński wygrał, bo zjednoczył prawicę – to prawda. Ale wygrał również dlatego, że nie jednoczył jej np. z Adrianem Zandbergiem i Partią Razem. Jeśli opozycja chce powtórzyć jego sukces – powinna brać to pod uwagę.   

Legenda owa opiera się na złudzeniu, iż wynik wspólnej listy opozycji – obejmującej każdego od Włodzimierza Czarzastego po Romana Giertycha – byłby prostą sumą poparcia, jaką każda z części składowych owej egzotycznej koalicji uzyskałaby startując osobno.

To przeświadczenie wynika z przekonania, iż wyborcy, którzy nie popierają PiS-u, automatycznie zagłosują na każdego, kto PiS-em nie jest. W twierdzeniu tym tkwi ziarno prawdy – rzeczywiście zapewne są tacy wyborcy. Ale – jak się wydaje – stanowią oni mniejszość, co widać chociażby po frekwencji na ostatnich demonstracjach w obronie sądów. Bo właśnie ci wychodzący na ulicę i jawnie demonstrujący swój sprzeciw wobec PiS, to ludzie, którzy są przekonani, iż sytuacja jest na tyle poważna, że Prawo i Sprawiedliwość trzeba zatrzymać za wszelką cenę. Cała reszta – jak się zdaje – aż tak silnego przekonania o tym, iż PiS zagraża ich wolności i bezpieczeństwu, nie ma. A co za tym idzie dokonując politycznych wyborów będzie oczekiwała czegoś więcej, niż tylko zapewnienia, że zwycięski blok nie będzie PiS-em.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: „Płatni zdrajcy, pachołkowie Rosji”. Dlaczego Tusk tak mocno zaatakował PiS
Komentarze
Rusłan Szoszyn: Parada nie zwycięstwa, ale hipokryzji i absurdu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: PiS podwójnie zdradzony
Komentarze
Jacek Cieślak: Luna odpadła, ale jest golas z Finlandii. Po co nam w ogóle Eurowizja?
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Afera sędziego Tomasza Szmydta jest na rękę Tuskowi i KO, ale nie całej koalicji