Sąd Najwyższy zajął się we wtorek sprawą pracownicy zwolnionej z oddziału PKP Cargo w Katowicach w 2012 r. po tym, gdy spółka odnotowała spadek zamówień i pogorszenie prognoz.
W przedsiębiorstwie przeprowadzono zwolnienia grupowe i do odejścia zostały wyznaczone m.in. osoby, które osiągnęły już wiek emerytalny i nabyły prawo do świadczenia z ZUS, w tym dwie panie z jednego wydziału. Obie jednak zwróciły się do pracodawcy z prośbą o późniejsze rozwiązanie umowy. Jedna z nich umotywowała to koniecznością spłaty kredytu mieszkaniowego, na co nie wystarczyłoby jej emerytury. Druga powołała się na to, że ma na utrzymaniu dorosłego syna i jego rodzinę, a także to, że za kilka miesięcy nabędzie prawo do wysokiej nagrody jubileuszowej za 40 lat pracy.
Okazało się, że PKP zdecydowało się na pozostawienie w pracy tylko jednej z nich, tej spłacającej kredyt. Druga dostała wypowiedzenie, od którego odwołała się do sądu pracy.
Sąd rejonowy stwierdził, że została nierówno potraktowana podczas typowania kandydatów do zwolnienia, i przyznał jej 10 tys. zł odszkodowania. Po apelacji PKP sąd okręgowy zmienił to rozstrzygnięcie na niekorzyść pracownicy. Sędziowie stwierdzili, że choć obie były zatrudnione w tym samym wydziale, to zajmowały różne stanowiska, nie można było więc ich porównywać. Pracownica skierowała skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.
W czasie rozprawy przed SN Marcin Bucki, radca prawny reprezentujący pracownicę z urzędu, dowodził, że obie kobiety były w trudnej sytuacji finansowej, dlatego chciały dłużej pracować. Doszło więc do dyskryminacji, gdy pracodawca zostawił na stanowisku tylko jedną z nich.