Minęło już kilka miesięcy od dnia, gdy Wielka Brytania zagłosowała za opuszczeniem Unii Europejskiej. W tym czasie obserwowaliśmy gwałtowne pikowanie funta, spadek cen domów oraz pogróżki banków, że przeniosą miejsca pracy do innych krajów. Jest jednak pewien sektor, który na pewno kwitnie i dla którego nadchodzący rok będzie rokiem niezwykle intratnym: to doradcy. Wyplątanie Wielkiej Brytanii z 40 lat europejskiej integracji będzie jednym z najbardziej skomplikowanych zagadnień prawnych i regulacyjnych wszechczasów i dlatego właśnie tak rośnie popyt na usługi prawne i konsultingowe. – Zaczyna pojawiać się panika – mówi Miriam Gonzalez, dyrektor działu handlu międzynarodowego i rządowych praktyk regulacyjnych w kancelarii Dechert. – Ci, którzy mają wiele do stracenia, muszą zacząć pracować już teraz.
Przyjmowane w Brukseli zasady dotyczą wszystkiego – od temperatury w czasie transportu żywca po opłaty roamingowe w międzynarodowych połączeniach telefonicznych. Maszyny, lekarstwa, steki czy nawet zabawki – wszystko jest przedmiotem wspólnych unijnych standardów. Nie wiadomo, czy Wielka Brytania nadal będzie musiała tych standardów przestrzegać – i tak będzie aż do chwili wypracowania porozumienia na temat przyszłych relacji brytyjsko-unijnych. A to zajmie co najmniej dwa lata, licząc od uruchomienia przez Wielką Brytanię Artykułu 50, czyli klauzuli dotyczącej wyjścia z UE. Zdaniem premier Theresy May „pociągnięcie za spust" będzie miało miejsce nie później niż do końca marca.
Na szczęście dla prawników sektorem, który stoi wobec najpoważniejszych wyzwań – i mającym jednocześnie najgłębsze kieszenie – są finanse. Obecne w Wielkiej Brytanii banki dzięki tzw. europejskiemu paszportowi mogą sprzedawać swoje produkty i usługi w całej Unii Europejskiej. JP Morgan Chase, Goldman Sachs i Citigroup ostrzegły już, że jeśli utracą te przywileje, to będą musiały przenieść swoje operacje gdzie indziej. - Trudno przecenić koszty przeprowadzki na kontynent - mówi Simon Gleeson, partner w londyńskiej kancelarii Clifford Chance. – Jeśli regulator ma jakiś bank, który chce się przenieść do jego jurysdykcji, to powie: „chcę, żeby kierownictwo, kapitał i systemy operacyjne tego biznesu były tam, gdzie mogę je zobaczyć" - uważa.
A skoro doradcy szykują się do wygrywania przetargów, rosną także wynagrodzenia. W sierpniu liczba wakatów w firmach konsultingowych wzrosła w porównaniu z rokiem ubiegłym o 10 proc., natomiast wynagrodzenia poszły w górę o 9 proc. - Konsultanci pomagają w „demistyfikacji konsekwencji biznesowych wyniku głosowania" - mówi współzałożyciel agencji pracy Adzuna Doug Monro. W lipcu KPMG mianowała swojego pierwszego „szefa ds. Brexitu", który ma kierować zespołem doradców podatkowych, imigracyjnych, finansowych i ekonomicznych. Deloitte następnego dnia po ogłoszeniu wyników referendum utworzył „centrum Brexitowe", natomiast londyńska kancelaria Simmons&Simmons uruchomiła „Brexitowy telefon zaufania", gdzie udziela się odpowiedzi na najbardziej palące pytania. Michael Raffan, partner w londyńskiej kancelarii specjalizujący się w finansach Freshfields mówi, że związane z Brexitem sprawy zajmują mu ok. 60 proc. czasu oraz że oczekuje „znacznego popytu na prace prawne, które potrwają kilka lat".
Bez szczegółów na temat przyszłych relacji Wielkiej Brytanii z Unią – gdzie trafia niemal połowa brytyjskiego eksportu – większość obecnych działań to czysta spekulacja. A sprzeczne informacje płynące z ust przywódców politycznych nie pomagają. Ministrowie zdążyli już przedstawić z pół tuzina modeli brytyjsko-unijnych relacji - od tzw. twardego Brexitu, czyli całkowitego zerwania więzi z kontynentem, po integrację podobną do tej, jaką cieszy się Szwajcaria czy Norwegia. - Na razie większość firm jedynie „planuje plan" - mówi Steve Varley, prezes na Wielką Brytanię i Irlandię w EY. - Konkretna praca może się zacząć dopiero po uruchomieniu Artykułu 50 oraz ustaleniu parametrów negocjacji - dodaje.