Można powiedzieć: komunał. Wiadomo, że lepiej jest rozmawiać niż bić się po twarzy. Tak samo jak wiadomo, że lepiej być zdrowym niż chorym. Internetowa mądrość będąca cytatem z niezastąpionego Dalaj Lamy jest jednak nie tylko banalna, ale na swój sposób szkodliwa. Sugeruje bowiem, że jakakolwiek obrona swoich racji jest złem. Bo każdy ma przecież swoją rację. Takie relatywistyczne myślenie – charakterystyczne dla wschodnich religii uznających świat doczesny za nieistotny i szukających nadziei w izolacji od niego – jest przeciwieństwem chrześcijańskiego, czy też po prostu europejskiego, dążenia do zmieniania i naprawy świata. Nasza cywilizacja nie odrzuca prawdy, może co najwyżej uznać, że pewni ludzie są bliżsi prawdy, a inni dalsi.

Odrzucenie prawdy prowadzi do bierności. Bo skoro nie ma prawdy, to nic nie jest warte poświęcenia. Ani rodzina, ani kraj, ani majątek. Nic. Trudno się zatem dziwić, że tybetańskie mądrości tak przypadły do gustu liberalnej lewicy. Przy czym lewica nie jest aż tak konsekwentna w swoim pacyfizmie jak Dalaj Lama. Przeciwnie, jest gotowa niszczyć każdego, kto ośmieli się być odmiennego zdania. Prawdziwi bojownicy o pokój.

Skutki takiej strategii widać dziś w zachodniej Europie. Tamtejsze społeczeństwa poddane wieloletniej kulturowej presji okazują się kompletnie niezdolne do stawienia czoła inwazji imigrantów z Bliskiego Wschodu. I nie chodzi o to, aby muzułmańskich przybyszów tłuc, ale o to, aby znaleźć rozsądne rozwiązanie problemu.

Jak uczył Erich Fromm – kolejny guru liberalnej lewicy – prawdziwy wróg czai się wśród nas. Dlatego lewica nie dostrzega zagrożenia z zewnątrz. Może nas napaść horda Tatarów, a oni nadal będą rozprawiać się z każdym, kto będzie próbował się bronić.