Samo wprowadzenie chińskich i rosyjskich preparatów nie jest złamaniem unijnego prawa: można to zrobić czasowo nawet bez zgody Europejskiej Agencji Leków (EMA) w wyjątkowych sytuacjach, jak pandemia. Ale jest też aspekt komercyjny i polityczny. Rok temu kraje Unii zgodziły się oddać Brukseli kompetencje do negocjowania z koncernami farmaceutycznymi, aby uzyskać lepsze warunki dostaw.
Te nadzieje co prawda się nie spełniły, jednak zerwanie przez Orbána umowy oznacza bunt wobec unijnych władz, na jaki w swojej długiej karierze politycznej jeszcze się on nie odważył. Tym bardziej że kraj zużył tylko 73 proc. przekazanych mu przez Unię szczepionek, a więc wąskim gardłem przestaje być źle wynegocjowane przez Komisję Europejską porozumienie (Dania i Szwecja, nie łamiąc unijnych zobowiązań, chcą do końca czerwca zaszczepić całą dorosłą ludność). Szefowa KE Ursula von der Leyen zwraca zresztą uwagę, że Rosja przekazuje za granicę Sputnik V, aby umocnić swoje wpływy, ale jednocześnie pozostaje daleko w tyle ze szczepieniem własnej ludności.
Mimo to śladami Węgrów idą Czesi. Po konsultacji z premierem Andrejem Babišem prezydent Miloš Zeman napisał list do Władimira Putina z prośbą o dostarczenie rosyjskich szczepionek. Mają się pojawić na Wełtawą już za kilka dni. Praga zamierza też sprowadzić preparaty Sinopharmy. O ile jednak prestiżowy brytyjski periodyk medyczny „Lancet" ustalił, że skuteczność rosyjskiego preparatu sięga 91,6 proc., o tyle o jego chińskim odpowiedniku wiadomo o wiele mniej.
Sytuacja naszego południowego sąsiada jest jednak dramatyczna. Wskaźnik zakażeń, ok. 1,2 tys. na milion ludności, jest w tej chwili najwyższy na świecie, dotychczasowa liczba zgonów sięga zaś 20 tys. – proporcjonalnie do liczby mieszkańców dwukrotnie więcej niż w Polsce. W piątek parlament ogłosił stan wyjątkowy przynajmniej do końca marca. W szpitalach na oddziałach reanimacji brakuje łóżek do tego stopnia, że rząd zwrócił się do Warszawy i Berlina z prośbą o przyjęcie chorych na Covid-19, którzy znajdują się w bardzo złym stanie.
Zanim prezydent Zeman napisał list do Putina, zwrócił się do krajów Unii o przekazanie dodatkowych szczepionek. Otrzymał jednak relatywnie skromne obietnice: 100 tys. dawek od Francji, 15 tys. od Niemiec.
Inicjatywa obu krajów nie tylko jest jednak wyrazem nieufności do Brukseli, ale także komplikuje współpracę w ramach Grupy Wyszehradzkiej. Wobec pacyfikacji protestów na Białorusi i osadzenia w kolonii karnej Aleksieja Nawalnego polskim władzom nie przejdzie przez głowę, by w walce z pandemią nawiązać współpracę z Rosją. Sprawa nabrała też kolorów politycznych w samych Węgrzech. Tu demokratyczna opozycja nawołuje do bojkotu rosyjskich i chińskich szczepionek, a zaufanie do produktu Sinopharmy deklaruje zaledwie 24 proc. mieszkańców kraju.