Andrzej Poczobut w więzieniu: COVID, wszy, 13 osób w celi

13 osób w celi, wszy, koronawirus i chore serce. Reżim nie oszczędza więzionych Polaków.

Aktualizacja: 25.09.2021 06:43 Publikacja: 16.06.2021 18:45

Andrzej Poczobut w maju 2019 r. nad jeziorem Narocz w północno-zachodniej części Białorusi

Andrzej Poczobut w maju 2019 r. nad jeziorem Narocz w północno-zachodniej części Białorusi

Foto: archiwum Andrzeja Poczobuta

Działacze nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut i Andżelika Borys od niemal trzech miesięcy przebywają w więzieniu. Wciąż są oskarżani o „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym i rehabilitację nazizmu", grozi im za to nawet kilkanaście lat łagrów.

Bez opieki, bez leków

Więzienie mieści się 50 km na wschód od białoruskiej stolicy w miejscowości Żodzino. Andrzej niedawno zachorował tam na koronawirusa, ale władze Białorusi nie informują o jego stanie zdrowia. Zastraszonym przez reżim adwokatom zabroniono przekazywać jakiekolwiek informacje zza murów więzienia, a bliskim odmawiają możliwości spotkania, nie wyjaśniając powodów.

– Obawiam się o jego zdrowie i życie – alarmuje w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Oksana Poczobut, żona aresztowanego dziennikarza (współpracował z „Gazetą Wyborczą") i wieloletniego działacza mniejszości polskiej na Białorusi. – Niedawno otrzymałam list, który napisał stamtąd 8 czerwca. W jego celi przebywa 13 osób, wszędzie są wszy. Andrzej cierpi na zaburzenia rytmu serca, musi ciągle przyjmować odpowiednie leki. Lekarz nam mówił, że nie możemy tego zaniedbać, a tam przecież nie ma żadnej opieki medycznej. A jeszcze ten koronawirus – mówi.

Kobieta bezskutecznie walczy o spotkanie z mężem, w więzieniu też nikt nie chce jej powiedzieć, jaki jest jego stan zdrowia. – Mówią jedynie, że mogę w czwartki przyjechać i przekazywać leki, ale nie mówią dokładnie jakie. Przecież trzeba zrobić badania, by wiedzieć, jak dozować lekarstwa. Prosiłam nawet śledczego, który prowadzi jego sprawę, by wnioskował o skierowanie męża na badania do szpitala, ale nic z tego. Z tego, co Andrzej pisze, zrozumiałam, że w więzieniu pozwolono mu leżeć przez dwie godziny – opowiada.

Więźniom w Żodzinie zabroniono leżeć, a nawet siedzieć od godziny 6 do 22. W podobnych warunkach przebywa Andżelika Borys, która jeszcze pod koniec maja przekazywała na wolność informacje o przepełnionych celach, w których brakuje miejsc do spania. Borys, tak samo jak Poczobut, nie godzi się przymusowe opuszczenie kraju.

Sumienie na zawsze

Pod koniec maja z białoruskiego więzienia udało się uwolnić trzy działaczki mniejszości polskiej. Z naszych informacji wynika, że Irena Biernacka, Maria Tiszkowska i Anna Paniszewa są w ośrodku wypoczynkowym w Polsce, gdzie dochodzą do siebie po tym koszmarze, którego doświadczyły w ostatnich miesiącach.

W poniedziałek podczas specjalnie zwołanej konferencji prasowej szef białoruskiego Komitetu Śledczego Dzmitry Hara po raz kolejny powtórzył wersję Mińska, że w sprawie Polaków na prośbę prezydenta Andrzeja Dudy interweniował pierwszy przywódca Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew. Dopiero wtedy, jak twierdził, do więzienia został wpuszczony polski konsul, który zaproponował kobietom opuszczenie kraju. Opublikowano nawet nagrania rozmów polskiego dyplomaty z działaczkami mniejszości polskiej. Hara stwierdził, że polski dyplomata nie wiedział, że był nagrywany.

Z tego wynika, że Mińsk posiada też nagrania rozmów polskiego dyplomaty z Poczobutem i Borys, ale tych nagrań nie ujawniono. Wiadomo, że odmówili wyjazdu za granicę.

– Dokładnie nie wiem, jak to wyglądało, ale przypuszczam, że Andrzej odmówił, bo byłaby to podróż w jedną stronę. W liście napisał mi coś takiego: „pobyt w więzieniu kiedyś się skończy, a sumienie ze mną pozostanie na zawsze". Rozumiem go, ale dla mnie jednak najważniejsze jest jego zdrowie i życie – mówi Oksana Poczobut. Jej mąż stał się jednym z już niemal 500 więźniów politycznych.

Tworzenie nowego konfliktu... w szkole

Aresztując działaczy Związku Polaków na Białorusi i wypychając ich za granicę, władze w Mińsku sparaliżowały działalność największej niezależnej organizacji polskiej w kraju. Ale wygląda na to, że to nie koniec antypolskich zapędów reżimu Łukaszenki.

Ostatnio władze Grodna poinformowały, że w szkole nr 36 (polskiej) od września pojawi się niemal całkiem białoruskojęzyczna klasa, język polski będzie wykładany jako przedmiot. To jedna z dwóch polskich szkół na Białorusi (druga jest w Wołkowysku). Władze w Mińsku od lat próbowały je zrusyfikować, ale postanowiono jednak wprowadzić tam język białoruski, systematycznie wypychany z systemu nauczania za rządów Łukaszenki.

– W polskiej szkole w Grodnie od lat ograniczano liczbę uczniów, a teraz wygląda na to, że miejsca dzieci, które chciały się uczyć polskiego, zajmą dzieci rodzin, które chcą się uczyć po białorusku. W Grodnie dotychczas nie było żadnej całkiem białoruskojęzycznej pierwszej klasy, więc utworzono ją w polskiej szkole. W ten sposób władze sztucznie tworzą konflikt – mówi „Rzeczpospolitej" Andrzej Pisalnik, redaktor naczelny portalu znadniemna.pl i wieloletni działacz ZPB, który niedawno z powodów bezpieczeństwa musiał wraz z rodziną uciekać z Białorusi.

Działacze nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi Andrzej Poczobut i Andżelika Borys od niemal trzech miesięcy przebywają w więzieniu. Wciąż są oskarżani o „podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym i rehabilitację nazizmu", grozi im za to nawet kilkanaście lat łagrów.

Bez opieki, bez leków

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 793
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Akcja ratunkowa na wybrzeżu Australii. 160 grindwali wyrzuconych na brzeg
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790