Dawno już opozycyjny senator nie zrobił takiego zamieszania w polskiej polityce jak Marek Borowski, który najpierw na Twitterze, a potem w programie #RZECZoPOLITYCE w telewizji „Rzeczpospolitej” przedstawił scenariusz przyspieszonych wyborów.
Borowski przypomniał artykuł 225 Konstytucji RP, który daje prezydentowi prawo rozwiązania parlamentu i rozpisania przyspieszonych wyborów, jeśli nie dostanie z Sejmu do podpisu ustawy budżetowej w ciągu czterech miesięcy od jej przedłożenia Sejmowi. Ten konstytucyjny termin upływa niedługo – 29 stycznia.
Politycy PiS, np. marszałek Senatu Stanisław Karczewski, szybko odcięli się od tych spekulacji.
Dlaczego? Bo dla partii rządzącej wcześniejsze wybory niosą sporo potencjalnych korzyści, ale nie mniej ryzyk. Z jednej bowiem strony opozycja jest dziś w tak katastrofalnej sytuacji, a sondaże dla PiS tak łaskawe, że partia Jarosława Kaczyńskiego mogłaby liczyć nawet na konstytucyjną większość. Prezes może być pewien dziś dobrego wyniku, a półtora roku, które zostały do zwykłego terminu wyborów, to w polityce wieczność. I choć dziś wszystko wskazuje na to, że PiS wygra wybory jesienią 2019 r., to polityka jest nieprzewidywalna.
W dodatku teraz w kampanię nie mógłby się z pewnością zaangażować Donald Tusk. Jego kadencja upływa pod koniec jesieni ’19 i można sobie wyobrazić, że już kilka tygodni przed jej upływem zacznie się mocniej interesować krajową polityką. Ale nie 18 miesięcy wcześniej. A to Tusk jest jedynym zawodnikiem wagi ciężkiej, który może zagrozić PiS, jednocząc opozycję.