Epidemia zmieniła nasz sposób przemieszczania się – traci komunikacja zbiorowa, a zyskują inne formy transportu. A auto wydaje się najbezpieczniejsze pod względem ochrony przed potencjalnym zakażeniem koronawirusem.
– Może to powodować, że popyt na car-sharing będzie większy i będziemy chcieli się przenosić z komunikacji miejskiej do samochodów. To może być bardzo korzystne dla branży car-sharingu. Poziom bezpieczeństwa w transporcie publicznym a samochodzie to dwa przeciwne bieguny. Zwłaszcza jeśli będziemy udostępniać samochód nie tylko na minuty, ale i na dni, tygodnie – potwierdza Paweł Błaszczak, prezes 4mobility.
Z car-sharingu w Polsce korzysta już ponad 600 tys. użytkowników. Pojazdy (w sumie ponad 3,5 tys. aut) dostępne są w kilkunastu miastach. I choć rynek wciąż raczkuje, ma świetlane perspektywy rozwoju (w Europie z car-sharingu korzystało 7 proc. posiadaczy prawa jazdy, ale w br. ten odsetek ma wzrosnąć do ponad 23 proc. – prognozuje ING Bank). Świadczą o tym choćby najnowsze analizy Oponeo i Mobilnego Miasta, z których wynika, że – w porównaniu z 2019 r. – pierwsze miesiące br. przyniosły branży 20-proc. wzrost flot carsharingowych. I to mimo pandemii.
W Polsce samoobsługowe systemy wypożyczania aut wprost z ulicy za pośrednictwem smartfona dostępne są od jesieni 2016 r. Ich pionierami były firmy Traficar w Krakowie i 4mobility w Warszawie. Dziś operatorów takich usług jest już kilkunastu – oferują samochody z różnych segmentów: osobowe czy też dostawcze – a liderami są wspomniany Traficar (1,8 tys. aut) oraz Panek (2 tys.). W imponujący sposób rozwija się również całkowicie elektryczna sieć pojazdów – innogyGO.
– Firma oferuje swoim klientom w Warszawie ok. 400 sztuk BMW i3, co jest największą flotą opartą na tym nowoczesnym modelu na świecie – podkreśla Leszek Leśniak, współzałożyciel portalu Autonaminuty.