Konferencję zorganizowali śledczy z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Rejestrator ATM-QAR, który zawiera kluczowe informacje na temat lotu maszyny, trafił do polski tuż po katastrofie, w kwietniu 2010 r. Jednak jego zbadanie zlecono dopiero pół roku później. Producent urządzenia dostarczył prokuratorom ekspertyzę w lipcu - wynika z wypowiedzi szefa NPW generała Krzysztofa Parulskiego.
Ogólne wnioski płynące z przygotowanej dla polskiego śledztwa ekspertyzy przedstawił szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg. Jej główne ustalenie to stwierdzenie, że system rejestratorów parametrów lotu (na pokładzie były takie trzy, a firma ATM dokonała zestawienia zapisów wszystkich trzech rejestratorów) nie odnotował niesprawności któregokolwiek z urządzeń na pokładzie.
Piloci sami próbowali poderwać maszynę?
Dodał, że określono również precyzyjny czas katastrofy. Określono go na godzinę 8:41.0,4 sekundy czasu polskiego, biorąc pod uwagę opóźnienia rejestratorów względem czasu astronomicznego. Samolot uderzył skrzydłem w drzewo o 8:40.59.
- Rejestrator nie wykazał, aby system odejścia w ostatnich sekundach lotu Tu-154M był aktywny - poinformował płk Szeląg. Dodał, że rejestrator zapisuje inicjację całego systemu, a nie tylko naciśnięcie przycisku odejścia.