Premier Donald Tusk uważa, że polska wołowina może z powodzeniem konkurować z argentyńską, dlatego nasi rolnicy nie powinni się bać umowy z Mercosurem. Czy sądzi pan, że rolnicy poczuli się uspokojeni?
Absolutnie nie. Ta wypowiedź świadczy o braku rozeznania w relacjach handlowych i potencjale produkcyjnym Europy oraz Ameryki Południowej. A także potwierdza, że rząd nigdy na poważnie nie starał się o powstrzymanie umowy z Mercosurem. Całe to gadanie o zablokowaniu tej umowy było grą pozorów na potrzeby kampanii wyborczej. Mówiono, że rząd jest przeciwny tej umowie, ale nie wykonano żadnej pracy dyplomatycznej, która miałaby przekonać inne kraje, aby stanęły po naszej stronie. Gdybyśmy chcieli zbudować w Unii mniejszość blokującą tę decyzję, to działaliby ambasadorowie, ministrowie wyruszyliby w drogę po Europie, pan premier spotykałby się z szefami państw po to, żeby ich przekonywać do naszych racji. Krajom, którym brakuje żywności, a to jest zjawisko dotykające np. południa Włoch, które z powodu wysokich temperatur i braku wody coraz bardziej wypadają z produkcji, można by zaoferować nasze produkty. Bo Włochy muszą wykarmić kilkadziesiąt milionów swoich obywateli, ponad 60 mln turystów przyjeżdżających na przynajmniej kilka dni i jeszcze imigrantów, zatem żywności zaczyna im brakować. I dlatego muszą szukać jej poza granicami, choćby w Ameryce Południowej. A gdyby miały gwarancje zaopatrywania się wewnątrz Europy, to może inaczej podchodziłyby do umowy z Mercosurem.