Współczesnego odbiorcy, mającego w pamięci zarówno „Listę Schindlera”, jak i „Pianistę”, nie zaskoczy zapewne wątek nazisty ratującego życie Żydówce. W tekście Taboriego najbardziej szokuje co innego: rozdźwięk między fabułą niebezpiecznie balansującą na granicy psychologicznego absurdu a sugestią autora, że przedstawione wydarzenia mają swój rodowód w rzeczywistości.
Tabori zresztą nieraz dawał dowody skłonności do artystycznych prowokacji, czarnego humoru oraz igrania z poczuciem smaku widza. W „Courage mojej matki” drażni, irytuje i... intryguje. W inscenizacji Łazarkiewicz cyniczne błazeństwo sąsiaduje na równych prawach z przejmującymi opisami ludzkich tragedii.
Są w tym spektaklu wspaniałe role Jana Peszka, a zwłaszcza Danuty Szaflarskiej, która przyznała: – Pierwszy raz pracowałam z Magdą Łazarkiewicz i zauważyłam, że ma absolutny słuch, błyskawicznie potrafi wyłowić najmniejszy fałsz.
Podczas pierwszej próby zwróciła mi uwagę, że to, co mówię, brzmi zbyt teatralnie. Zrobiliśmy drugą próbę i za trzecim razem udało się oczyścić tę rolę z wszelkiej teatralności. Praca była szczególnie trudna, ponieważ jako odtwórcy głównych postaci pracowaliśmy z Janem Peszkiem przez trzy dni po 12 godzin niemal bez przerwy. Wspominać ją będę jednak z wielką satysfakcją, bo jeśli jest świetny reżyser, twórczy koledzy i tekst, z którego coś wynika, o czym więcej marzyć.
[ramka]Specjalnie dla „Rz”: