Odkąd pod koniec lat 70. Bluth rozstał się ze słynną wytwórnią, bezskutecznie usiłuje przyćmić jej filmy swoimi produkcjami. Chciał stworzyć konkurencję dla imperium Myszki Miki, by robić lepsze filmy na własną rękę, a przy okazji zmusić potentata na rynku familijnej rozrywki do poprawienia jakości własnych produkcji.

Taką próbą była m.in. „Calineczka” z 1994 roku wyreżyserowana wraz z Garym Goldmanem. Bluth dodał klasycznej baśni Andersena więcej melodramatyzmu, rozbudował poboczne wątki i postaci, a przede wszystkim nadał „Calineczce” charakter musicalu. Wydawało się, że jest na dobrej drodze do pobicia studia Disneya tą samą konwencją, dzięki której odnosiło ono przez lata sukcesy.

Jednak w istocie był o krok za konkurencją. W tym samym czasie bowiem disnejowska wytwórnia wprowadziła do kin „Króla lwa”, który olśniewał znakomitą kreską i muzycznymi kompozycjami w broadwayowskim stylu. A przede wszystkim łączył bajkę z epicką opowieścią na miarę szekspirowskiego dramatu.

Podczas gdy „Król lew” święcił kasowe triumfy, zyskując miano jednej z najlepszych animacji w historii Disneya, film Blutha szybko znikł z ekranów. W dodatku zdobył antynagrodę w postaci Złotej Maliny za najgorszą piosenkę.

Calineczka 9.15 | Polsat | SOBOTA