Opolszczyzna walczy o imigrantów ze Wschodu. Kusi ich nie tylko ofertami pracy, ale także programami integracyjnymi oraz bezpłatną nauką języka polskiego.
Z badań rynku pracy przeprowadzonych przez Politechnikę Opolską wynika, że wśród ponad 100 opolskich firm, które zatrudniały cudzoziemców, aż trzy czwarte szukały pracowników za granicą dlatego, że nie mogły znaleźć ich w Polsce. Brakowało zwłaszcza stolarzy, ślusarzy i hydraulików.
Ponad 90 proc. z nich po raz pierwszy zdecydowało się na ich zatrudnienie po 2004 r., gdy część krajów europejskich otworzyła dla nas rynki pracy. – W Opolu od lat część mieszkańców tzw. dwupaszportowców pracowała na stałe za granicą. Przystąpienie do Unii spowodowało, że wyjechali ci z jednym paszportem – mówi dr Sabina Kubiciel-Lodzińska, autorka badań. – Wielu z nich miało tam zapewnioną pracę – dodaje.
Na skutki nie trzeba było długo czekać. W ciągu ostatnich 10 lat liczba mieszkańców miasta zmniejszyła się z 1, 065 mln do 985 tys. Demografowie prognozują, że do 2030 r. zmaleje o kolejne 18 proc.
Pierwsze problem wyludnienia dostrzegły agencje pracy. Z badań Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości opublikowanych w zeszłym miesiącu wynika, że w tym regionie problem ze znalezieniem pracowników ma aż 84 proc. przedsiębiorców.
Opole to miasto, w którym – mimo że stopa bezrobocia wynosi ponad 14 proc. – trudno znaleźć chętnych do pracy w rolnictwie czy przy taśmach produkcyjnych. – Jeśli ktoś już decyduje się na takie zajęcie, to woli pracować za granicą za większe pieniądze – mówi Tomasz Dudek z agencji rekrutacyjnej OTTO. – Te osoby wysyłamy za granicę, a na ich miejsce ściągamy pracowników z Ukrainy – dodaje.
Dlatego też agencja zdecydowała się na kupno agencji rekrutacyjnej Craff na Ukrainie.