Nikt nie krył zaskoczenia, gdy na zwołanej naprędce konferencji prasowej minister sprawiedliwości poinformował, że skierował do TK wniosek o rozważenie wszczęcia postępowania dyscyplinarnego wobec prezesa Trybunału Konstytucyjnego prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Powodem mają być jego wypowiedzi medialne.
Zdaniem ministra Ziobry prezes naruszył nimi podstawowe zasady etyki sędziowskiej, w tym zasadę bezstronności sądu oraz zbiór zasad etyki zawodowej sędziów. Ten brzmi: „Sędzia nie powinien wyrażać publicznie opinii o toczącym się lub mającym się toczyć postępowaniu". We wniosku minister przywołuje też orzecznictwo Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Gdy tylko w świat poszła informacja o wniosku, eksperci rozpoczęli dyskusję, czy minister może z nim wystąpić. Temat to bowiem niezbadany, gdyż takich wniosków wcześniej nie było. Ziobro uważa, że jako minister sprawiedliwości ma pewne dodatkowe uprawnienie do wyjścia z taką inicjatywą, kiedy widzi, że dochodzi do zachowań naruszających godność urzędu sędziego, które podważają wiarygodność i zaufanie do sądu. Konstytucjonaliści nie są jednak tak pewni praw ministra do pisania wniosków, gdzie chce i o co chce. Wszystko wskazuje na to, że będzie to kolejny nierozstrzygnięty spór na linii rządzący–TK. Pytanie tylko, czy potrzebny. Wokół TK od kilku tygodni atmosfera nie stygnie. Nic więc dziwnego, że media zabiegają o głos także sędziów instytucji, których całe zamieszanie dotyczy. Mówi więc też i jego prezes. Mówią politycy. Każdy, co uważa. Może jednak zamiast zaostrzać konflikt, ktoś rozsądny pomyślałby o jego wyciszeniu? Cierpi bowiem na tym autorytet najwyższego sądu w kraju. Jeśli tak dalej pójdzie, nikt nie będzie się liczył z jego orzeczeniami.