Te historie powtarzają się co jakiś czas. Znajoma, raczej krytyczna wobec czystek dokonanych w ostatnich latach w wymiarze sprawiedliwości, miała sprawę w sądzie. Z długim wyprzedzeniem wzięła wolne w pracy i dotarła do sądu. Tam dowiedziała się, że z jakiegoś powodu jej sprawa spadła z wokandy, i to wiele dni wcześniej. Czemu nie zadzwoniliście? – dopytywała. Odpowiedziano, że kilka dni temu wysłali polecony. Nie dotarł, zwrotki w aktach nie ma.

Dlaczego nikt nie zadzwonił? Owszem, prawda, przepisy nie wymagają. Ale szansa na poprawę wizerunku sądów przepadła, a znajoma mówi, że gdy teraz słyszy wszystkich tych obrońców praworządności, tylko zgrzyta na nich zębami.

Czytaj więcej

Prawnicy o powołaniach neo-sędziów: Nie da się uzdrowić, trzeba unieważnić

I nie jest to przecież odosobniony przypadek. Tak się bowiem składa, że większość z nas w całym swoim życiu z sądem będzie miała do czynienia raz, dwa – okazjonalnie, jako świadek w czyjejś sprawie lub we własnej, przy okazji spadku czy sprawy rozwodowej. Wrażenie, jakie wtedy wyniesie się z sądu, pozostanie już na zawsze i ukształtuje opinię tego człowieka oraz jego bliskich, którym to opowie.

Do spraw wywołujących największe emocje należą postępowania rozwodowe, prowadzone na podstawie kodeksu pochodzącego z lat 60. ubiegłego wieku. Merytorycznie nie są szczególnie trudne, gdy chodzi o konieczność dokonania wykładni prawa – mówią sami sędziowie. Ale emocjonalnie to huśtawka nastrojów, natomiast bardzo często bywa, że i sędziowie, i prawnicy reprezentujący strony zapominają o stronach takiego procesu, na pierwszy plan wyciągając własny zysk (by przeciągać postępowanie) albo wygodę sądu. A trauma rozstających się małżonków – i przede wszystkim ich dzieci – przedłuża się ponad miarę.

Dlatego z zainteresowaniem przyglądam się dyskusji prawników o tym, by zmienić zasady orzekania rozwodu w taki sposób, aby sąd nie rozstrzygał, z czyjej winy rozpadło się małżeństwo. O alimentach sąd orzekałby zaś w oderwaniu od kwestii winy, skupiając się na ewentualnym pogorszeniu sytuacji małżonków po rozwodzie.

Zmian wymagałyby też przepisy o opiece nad małoletnimi dziećmi rozwiedzionych małżonków. Opieka naprzemienna powinna być podstawową wersją, a odstępstwa od niej – wyjątkami.

Jeśli będą o tym pamiętać sądowi obrońcy praworządności, ich wiarygodność wzrośnie.