[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/05/28/dominik-zdort-edmund-klich-nie-sprostal-sytuacji/]Skomentuj na blogu[/link][/b]
Edmund Klich, były pilot wojskowy i instruktor lotniczy, stał się najbardziej pożądanym rozmówcą dla mediów w Polsce. Spośród przedstawicieli Polski pracujących w Moskwie nad zbadaniem przyczyn katastrofy smoleńskiej tylko szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych gotów był opowiadać o przebiegu śledztwa.
Zainteresowanie wszelkimi szczegółami dotyczącymi katastrofy, w której zginął prezydent, jest ogromne, a wciąż wiemy na ten temat niewiele. Media uznały więc – słusznie – że mają prawo, a nawet obowiązek, pytać jedyną osobę gotową ujawniać nowe fakty.
Z przykrością trzeba jednak powiedzieć, że Edmund Klich roli rzecznika polskiej strony przy śledztwie smoleńskim nie sprostał. Zauważyli to już członkowie polskiego rządu i prokurator generalny. Pułkownik Klich – najwyraźniej oślepiony światłem telewizyjnych reflektorów – swoje domysły przedstawiał jako fakty, a potem zmieniał zdanie. Przeszedł od stwierdzenia, iż „ludzie, którzy są odpowiedzialni za katastrofę, chcą zwalić wszystko na pilotów”, do opinii, że piloci jednak zrobili błąd. Od informacji, że nacisków nie zanotowano, do przekonania, iż na pilotów była wywierana presja. Potrafił rano w radiu odmawiać informacji, kto oprócz załogi był w kabinie pilotów, a wieczorem w telewizji informować, że był to gen. Andrzej Błasik.
Ponad półtora miesiąca po wypadku prezydenckiego samolotu Polacy wciąż nie otrzymali podstawowych informacji na ten temat. Dlatego każde zdanie Edmunda Klicha chętnie cytujemy i analizujemy. I dlatego musi nas niepokoić, iż osoba tak chwiejna i mało odpowiedzialna za własne słowa reprezentuje polskie interesy przy badaniu katastrofy smoleńskiej.