Reklama

Marek A. Cichocki: Lawina ruszyła, to nie koniec wojen

Wyznawcy idei „wiecznego pokoju”, być może z samym Donaldem Trumpem włącznie, uznali, że nie jesteśmy skazani na nieuchronne nadejście wojny światowej, skoro przywódcy polityczni mogą przełamać geopolityczny fatalizm nawet w tak zapalnej części świata, jaką jest Bliski Wschód. Czy jednak te nadzieje nie są oparte na bardzo kruchych podstawach?

Publikacja: 20.10.2025 05:03

Donald Trump

Donald Trump

Foto: REUTERS/Aaron Schwartz

Podpisane w Egipcie porozumienie pokojowe dotyczące Strefy Gazy oraz pełne wzniosłych chwil wystąpienie w izraelskim parlamencie, Knesecie, są bez wątpienia ogromnym triumfem amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. W przemówieniu tym Trump powtórzył wcześniejsze zapowiedzi, że przed Bliskim Wschodem otwiera się nowy złoty wiek odbudowy, współpracy i harmonii oraz stwierdził, że oto zakończył kolejną już wojnę, tym razem ową straszną „wieczną wojnę” między Izraelem i otaczającym go arabskim światem.

Czy pokój w Gazie oznacza, że nie grozi nam wielka wojna światowa? 

Wyznawcy idei „wiecznego pokoju”, być może z samym amerykańskim prezydentem włącznie, uznali, że zawarcie porozumienia pokojowego pokazuje, że nie jesteśmy skazani na nieuchronne nadejście jakiejś nowej wielkiej światowej wojny, a przywódcy polityczni mogą przełamać geopolityczny fatalizm nawet w tak zapalnej części świata, jaką jest Bliski Wschód. Czy jednak te nadzieje nie są oparte na bardzo kruchych podstawach?

Plan pokojowy dla Strefy Gazy

Plan pokojowy dla Strefy Gazy

Foto: PAP

Izrael w ciągu dwóch lat osiągnął przy wsparciu Amerykanów większość swych strategicznych celów. Ale zapłacił też za to ogromną polityczną i moralną cenę. Znalazł się poza dobrem i złem, gdzie trudno jest samemu się zatrzymać. Obrazy i wieści ze Strefy Gazy nie znikną z pamięci społeczeństw i polityków, szczególnie w państwach arabskich. A rodząca się pozycja hegemonialna Izraela w regionie będzie budzić strach, ale także skrywane na przyszłość pragnienie odwetu.

Świat się rozpada, a na jego gruzach rozpychają się agresywne potęgi

Kiedyś, by zakończyć II wojnę światową, Ameryka i jej zachodni sojusznicy także musieli znaleźć się poza dobrem i złem. Dywanowe naloty w celu anihilacji niemieckich miast i ich ludności czy potworny los Hiroszimy i Nagasaki były tego bezpośrednim owocem. Potem jednak Zachód wykonał gigantyczną pracę, aby zbudować nowy instytucjonalny ład świata, powstrzymujący na ponad pół wieku rozlanie się totalnej przemocy.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński: Wielka ceremonia ku czci Donalda Trumpa w Szarm el-Szejk. Bez udziału Polski

Dzisiaj ten świat się rozpada, a na jego gruzach rozpychają się agresywne potęgi, domagające się nowego rozdania. Kilka kolejnych lat rządów coraz silniej przekonanego o własnej opatrznościowej, wręcz boskiej roli amerykańskiego prezydenta wystarczy zapewne, by skutecznie pozmieniać kierunki światowej polityki. Nie wystarczy natomiast, by zbudować trwałe nowe struktury. Tak więc, niestety to nie koniec wojen, ale początek lawiny kamieni, która się już ruszyła.  

Autor

Marek A. Cichocki

Współprowadzący podcast „Niemcy w ruinie?”

Publicystyka
Jarosław Kuisz: Dwa Zachody – zupełnie różne światy, które coraz więcej różni
Publicystyka
Jan Zielonka: Kto przekona europejskich wyborców i polityków, by poszli po rozum do głowy?
Publicystyka
Prof. Piątkowski: Gospodarcza droga do przyszłości
Publicystyka
Jacek Nizinkiewicz: Jak Donald Trump obnaża słabość Karola Nawrockiego
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Publicystyka
Estera Flieger: Tzw. plan pokojowy zachęci Putina. Ile razy Zachód może popełniać ten sam błąd
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama