1 czerwca odbędzie się druga tura wyborów prezydenckich. Zgodnie z obecnymi, znowelizowanymi przepisami ważność wyborów stwierdza Izba Kontroli Nadzwyczajnej Sądu Najwyższego, która jest nieuznawana przez unijne trybunały i obecny rząd. Nie brakuje głosów, że w przypadku zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego, będzie ona próbowała je podważyć. Obawia się pan takiego scenariusza?
Mam nadzieję, że jednak się on nie ziści. Ale z pewnością – zwłaszcza, jeśli wygra Rafał Trzaskowski – do SN wpływie wiele protestów wyborczych, które trzeba będzie rozpatrzyć. A co może się wydarzyć? Pamiętajmy, że obowiązuje domniemanie ważności wyborów. Jeśli jednak przyjmiemy, że SN stwierdzi nieważność wyborów, a marszałek Sejmu tę decyzję uzna, to będzie musiał przejąć obowiązki prezydenta (art. 131 ust. 2 konstytucji). Oczywiście Szymon Hołownia naraziłby się wtedy na zarzuty, że rząd wybiórczo przyjmuje decyzje nieuznawanej izby, ale moim zdaniem trudno byłoby znaleźć z tej sytuacji inne wyjście.
Czytaj więcej
Rafał Trzaskowski podczas ostatniej telewizyjnej debaty prezydenckiej pokazał swoim wyborcom, że...
Jakie wywoływałoby to konsekwencje?
Sam marszałek znalazłby się w korzystnym dla siebie położeniu, bo zyskałby możliwość podpisania nowelizacji ustawy o SN, a wtedy o ważności wyborów z powrotem decydowałaby izba pracy. Biorąc jednak pod uwagę, że i w niej zasiadają dziś tzw. neosędziowie, marszałek powróciłby pewnie do forsowania „ustawy incydentalnej”, którą niedawno zawetował prezydent Duda. Ona z kolei zakładała, że o ważności wyborów decydowaliby najstarsi stażem sędziowie SN. Takie rozwiązanie byłoby możliwe oczywiście pod warunkiem, że ustawa ponownie przeszłaby przez Sejm. To niezbędne, skoro już raz została zawetowana. A marszałek nie miałby wiele czasu, bo nowe wybory musiałby ogłosić w ciągu dwóch tygodni i zorganizować je najpóźniej w ciągu kolejnych 60 dni. W mojej ocenie mogłyby one zakończyć się frekwencyjną porażką, bo obywatele już teraz są zmęczeni wyborczym maratonem.
Są jakieś plusy tego skomplikowanego scenariusza?
Pozytywnym aspektem tej nowej sytuacji byłby fakt, że wreszcie dokonano by oceny wyborów zgodnie z konstytucją i przez sąd ustanowiony zgodnie z ustawą. Wszystkie inne hipotetyczne scenariusze nie wydają się korzystne dla naszego kraju. Pozostaje mieć nadzieję, że SN stanie na wysokości zadania i nie będzie bezpodstawnie kwestionował decyzji obywateli.
Cała rozmowa w poniedziałkowym wydaniu „Rzeczpospolitej” i na rp.pl