Ostatnio coraz większą popularność zyskuje pomysł przenosin firmy do Czech albo na Słowację. Na razie skala takiej ucieczki jest niewielka. Przytaczane przez Ambasadę RP w Pradze dane mówią zaledwie o 2,2 tys. polskich przedsiębiorców, którzy do końca września ub. r. założyli działalność w Czechach.
Tania jazda
Magnesem przyciągającym firmy do Czech może być liniowy PIT o stawce 15 proc. Zarówno Czechy, jak i Słowacja kuszą też niskimi podatkami od środków transportu. Dotyczy to także firmowych samochodów osobowych, od których można odzyskać VAT i nie płacić akcyzy. Ta ostatnia w przypadku aut z ponad 2-litrowym silnikiem to w Polsce 18,6 proc. wartości auta.
Jednak w praktyce przenosiny za południową granicę nie muszą być bezpieczne podatkowo. Bo choć zrozumiałe, że czeski czy słowacki fiskus z radością przyjąłby nowych podatników, to takie zdarzenia nie umkną uwadze polskiej administracji skarbowej. Przestrzega ona bowiem reguł OECD, w myśl których w międzynarodowych strukturach kluczowe jest ustalenie kraju, w którym jest tzw. substancja biznesu.
– Ta zasada oznacza, że podatek powinno się płacić tam, gdzie faktycznie wykonywany jest biznes – wyjaśnia Zbigniew Maciej Szymik, doradca podatkowy i szef grupy doradczej GLC Leader.
Nie każdy się przeniesie
Jeśli zatem polska firma poważnie rozważa przeniesienie biznesu za południową granicę, powinna się postarać o udokumentowanie rzeczywistego prowadzenia tam działalności. To może być trudne w przypadku np. prowadzenia sklepu spożywczego.