OKO.press opisuje sprawę Zbigniewa Komosy, który od lat w każdą miesięcznicę składa pod pomnikiem smoleńskim wieniec z napisem sugerującym odpowiedzialność Lecha Kaczyńskiego za tę katastrofę lotniczą. Mężczyzna był kilkakrotnie oskarżony o znieważenie pomnika, ale wygrał wszystkie sprawy, także w Sądzie Najwyższym. Po jednej z nich zauważył, że ktoś go śledzi. Po złożeniu wieńca w 10 listopada 2022 r. udało mu się skonfrontować z osobami, które za nim chodziły w Ogrodzie Saskim.
Czytaj więcej
Zbigniew Komosa miał prawo składać pod pomnikiem smoleńskim wieńce z napisem "Stop kreowaniu fałszywych bohaterów" – orzekł Sąd Apelacyjny w Warszawie. Wieńce były zabierane spod pomnika przez policję i wojsko, najpierw po cichu, potem bezpośrednio Komosie, przy użyciu siły.
Ponieważ Komosa nie wiedział, kim są mężczyźni i co się stanie, włączył relację live na Facebooku i pokazywał na żywo całe zdarzenie. Gdy aktywista zagroził, że wezwie policję, mężczyźni przyznali, że sami są z policji i pilnują porządku w parku. Następnie wylegitymowali się przed kamerą smartfona Komosy.
Na nagraniu widać nie tylko twarze funkcjonariuszy, ale także legitymacje.
- Nie miałem pojęcia, że się wylegitymują, nagrywałem to, co się działo na bieżąco i nie kalkulowałem. A sytuacja rozwijała się bardzo dynamicznie. Wiedziałem tylko, że oni mnie śledzili – tłumaczył aktywista.