Prawem karnym w dziennikarzy: Co dalej z art. 212 k.k.?

Doświadczenie usprawiedliwia obawę, że gdy władza wykonawcza deklaruje, iż ma zamiar poluzować rygory odnoszące się do wolności słowa, to należy raczej spodziewać się skutku odwrotnego – pisze adwokat Jerzy Naumann

Publikacja: 09.10.2012 08:50

Red

Na łamach „Rz" z 1 października br. („Problemem jest brak rzetelności") Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości, zreferował treść propozycji rządowych dotyczących zmian w prawie karnym odnoszących się do pomówienia, a więc słynnego art. 212.

W pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na przedziwną metodę proponowanej ścieżki nowelizacyjnej. Otóż propozycje zmian prezentowane są na spotkaniu ministra sprawiedliwości z prasą, której przedkłada się dwie wersje (dalej i bliżej idącą), tak jakby do wyboru. Gdyby chodziło o zmiany w prawie prasowym, taka metoda byłaby może bardziej zrozumiała, choć nadal budząca zastrzeżenia. Gdy jednak chodzi o majstrowanie przy prawie karnym, a więc jednej z najważniejszych ustaw regulujących życie społeczne i najostrzej wyznaczających granice praw obywateli, to powyższe postępowanie zdumiewa. Rozumiem podejście nacechowane szacunkiem dla prasy i uznaniem jej faktycznej roli w ramach podziału władzy, ale jednak bez przesady. Przedkładanie w tych warunkach dwóch różnych wersji zmian w przepisach wskazuje na brak oczekiwanej powagi. W każdym razie stanowi dowód tego, że rząd sam nie wie, czego chce, oraz się obawia dokonania wyboru. Ten zabieg ma na celu wysondowanie, z jak silnym oporem ze strony mediów rząd będzie musiał się zmierzyć oraz czy mu sprosta. To oznacza, że w tle omawianej metody stoi czysta polityka, bo chodzi o przetestowanie, czy rząd będzie miał dość siły, aby przeforsować zmianę – w relacji do politycznych kosztów, których mu media nie oszczędzą.

Sondowanie przepisów

Mówimy o tym dlatego, że tak nie stanowi się prawa. Konsultowanie społeczne projektowanych legislacji to jedno, a sondowanie, ile możemy, (my, rząd) politycznie stracić, forsując zmiany, to coś zupełnie innego, dodajmy – nieprawidłowego.

Zarówno władza ustawodawcza, jak i wykonawcza winny niezłomnie stać na straży, aby tak uniwersalna i ważna regulacja jak prawo karne pozostawała jak najdalej od polityki, zwłaszcza bieżącej. Nawiasem mówiąc, to także ważna powinność prasy, ale prasa o tym nawet słyszeć nie chce...

Proponowane zmiany chronią przede wszystkim osoby publiczne, szczególnie polityków

Generalnie rzecz ujmując, czytelna i wyczerpująca zagadnienie oszczerstwa i zniesławienia regulacja kodeksu karnego z 1969 r. (art. 178 i 179), istotnie – i wybitnie antydziennikarsko – zaburzona nowym ujęciem ustawy karnej z 1997 r. (art. 212 i 213) nie jest porządkowana w oczekiwanym kierunku obecną propozycją ministra sprawiedliwości.

Po pierwsze, eliminuje ona z ustawowych znamion czynu znamię „właściwości" osoby pomawianej, które są poddawane zarzucalnej krytyce. W swojej analizie Królikowski sprowadza, jak się wydaje błędnie, owe „właściwości" wyłącznie do opinii. Dystynkcja w takiej postaci, że pomówienie o określone postępowanie dotyczy zawsze faktów, a pomówienie o posiadanie określonych właściwości jest li tylko, i zawsze, opinią, nie wydaje się prawidłowa. W konsekwencji wykreślenie z opisu czynu znamienia właściwości osoby pomawianej najzwyczajniej poważnie zawęża ochronę prawnokarną osób dotkniętych zniesławieniem. Zabieg ten wydatnie sprzyja praktykom szkalowania i zniesławiania, co zwłaszcza w obecnym stanie rzeczy idzie wyraźnie pod prąd życia społecznego.

Po drugie, gdy chodzi o drugą wersję proponowanych przez MS zmian, pozbawia ona ochrony prawnej wszelkie formy pomówienia, a więc także oszczerstwo (umyślne i celowe oczernianie), jeżeli zostało dokonane w innej formie niż poprzez media. Nie ma najmniejszego uzasadnienia tego rodzaju zawężenie regulacji karnej, zwłaszcza gdy się zważy, że np. oszczerstwo może być niezwykle dotkliwe i wyrządzać bardzo poważne skutki dla pokrzywdzonego. Tak więc oszczerca nie tylko pozostanie bezkarny, ale nawet nie popełni przestępstwa, rzucając publicznie potwarz, byle tylko nie użył do sączenia jadu mediów.  Z jakiego powodu osoby niepublicznie oczerniane mają być pozbawione ochrony prawa karnego, nie sposób dociec. Ta propozycja nie tyle sprzyja wolności słowa, ile sankcjonuje zupełny brak odpowiedzialności za słowo. Jest to stan niezwykle niepokojący.

Politycy lepiej chronieni

Nawiasem mówiąc, propozycje nowelizacyjne nadal posługują się kwantyfikatorem „środki masowego komunikowania się", nie przesądzając jednoznacznie, czy obejmuje on Internet. A przecież najwyższy już czas, aby prawo odpowiedziało na wyzwanie, jakim jest (i będzie) najpotężniejszy kanał wymiany informacji, i dostosowało swoje regulacje do współczesności. Zwłaszcza że zniesławienie i oszczerstwo staje się coraz bardziej cechą immanentną Internetu, sprowadzając na wiele osób, bynajmniej nie publicznych tylko, prawdziwe tragedie, wobec których są one zupełnie bezbronne.

Po trzecie, rzuca się w oczy, że ograniczenie przestępności zniesławienia wyłącznie do pomówień w środkach masowego przekazu sprzyja tym, którzy są tam oceniani i poddawani krytyce. Czyli komu? Przecież nie zwykłemu obywatelowi, lecz osobom publicznym, które skupiają na sobie gros zainteresowania mediów. Tak więc proponowane zmiany skupiają się przede wszystkim na ochronie osób publicznych, wśród których poczesne miejsce przypada politykom.

Z drugiej zaś strony omawiana propozycja wymierzona jest przede wszystkim w dziennikarzy, ponieważ to oni głównie publikują w środkach masowego komunikowania się. Niedziennikarz pojawia się w mediach (jako autor materiału) wyjątkowo rzadko, a jeśli już, to raczej nie po to, aby szermować pomówieniami. A zatem obydwa te elementy z punktu stawiają proponowaną regulację w cieniu podejrzenia, że chodzi nie o roztropne regulowanie życia społecznego, lecz o załatwianie swoich spraw przez grupy interesu, zwłaszcza polityków. Mieliśmy z tym już zresztą do czynienia także na gruncie prawa cywilnego w zakresie ochrony dóbr osobistych, kiedy to w 1996 roku cichaczem przemycona została nowela rażąco poszerzająca odpowiedzialność odszkodowawczą za zniesławienie (rozciągając ją także na przypadki nieumyślnych naruszeń dóbr osobistych).

Po czwarte, proponowana eliminacja z art. 213 § 2 pierwszej części dyspozycji potwierdza przekonanie, że ma ona charakter antydziennikarski.  Królikowski wyjaśnia, że przepis ten staje się zbędny, ponieważ dotyczy sytuacji rozwiązanej przez (nowe) brzmienie art. 212 k.k. Co mianowicie proponuje się usunąć?  Wyłączony z prawa karnego ma zostać aspekt odwołujący się do pobudek i celu działania dziennikarza (służba na rzecz obrony społecznie uzasadnionego interesu). Podejście, które pozbawia zawód dziennikarski jego wymiaru etycznego oraz podkreślenia służebnej roli względem społeczeństwa, musi budzić sprzeciw u każdego, kto ceni wielką zdobycz i ogromny pożytek płynący z wolnego słowa. Całkowicie zgadzam się z tezą Michała Królikowskiego, że problemem współczesnych mediów jest (zbyt częsty) brak wymaganej rzetelności. Ale proponowane remedium skupia się nadmiernie na patologii, zatracając spojrzenie na wartości odpowiedzialnego, etycznego dziennikarstwa i społeczne dobro, jakiemu ono służy.

Chcąc dotknąć regulacji karnych, trzeba mieć wzgląd na system prawa. Na tle poruszanej problematyki przede wszystkim chodzi tu o prawo prasowe oraz art. 14 i 54 ust. 1 Konstytucji RP. Ustawa prasowa przewiduje wśród naczelnych zadań prasy pilnowanie przejrzystości życia publicznego, a także wykonywanie w imieniu obywateli kontroli i podejmowanie uzasadnionej krytyki spraw i osób, które na to zasługują. Krytyka może być realizowana z punktu widzenia szeroko rozumianego interesu społecznego, byle tylko była rzetelna . Takie właśnie rozumienie powołania dziennikarskiego znajduje swój wyraz także w zasadach etyki dziennikarskiej. Tworzą one zespół norm zwyczajowych, które składają się na motywację zawodową, która popycha dziennikarzy do uprawiania zawodu. A zatem usuwając z treści art. 213 § 2 k.k. przywołane tam znamiona odnoszące się do motywacji i celu realizowanej krytyki, drastycznie ogranicza się sferę wolności obywatelskich. Przy okazji odhumanizowuje się zawód dziennikarza, umniejszając tej ważnej społecznie profesji jej wymiar etyczny.

Reasumując: problematyka szeroko rozumianego zniesławienia penalizowanego przez prawo karne z pewnością wymaga zmian. Przepraszam za obcesowość uwagi, ale zmiany prawa, a w szczególności w obszarze prawa karnego, winny być dziełem dobrego organizatora i gospodarza, a więc całkowicie wolne od ulegania naciskom, zwłaszcza tak niskiego autoramentu jak nacisk sondaży. Litera i duch prawa muszą się bronić swoją słusznością i wyważeniem wszystkich interesów. Takie prawo zapewnia stabilność państwa i chroni obywateli.

Autor jest warszawskim adwokatem, specjalizującym się w procesach dziennikarskich

Na łamach „Rz" z 1 października br. („Problemem jest brak rzetelności") Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości, zreferował treść propozycji rządowych dotyczących zmian w prawie karnym odnoszących się do pomówienia, a więc słynnego art. 212.

W pierwszej kolejności należy zwrócić uwagę na przedziwną metodę proponowanej ścieżki nowelizacyjnej. Otóż propozycje zmian prezentowane są na spotkaniu ministra sprawiedliwości z prasą, której przedkłada się dwie wersje (dalej i bliżej idącą), tak jakby do wyboru. Gdyby chodziło o zmiany w prawie prasowym, taka metoda byłaby może bardziej zrozumiała, choć nadal budząca zastrzeżenia. Gdy jednak chodzi o majstrowanie przy prawie karnym, a więc jednej z najważniejszych ustaw regulujących życie społeczne i najostrzej wyznaczających granice praw obywateli, to powyższe postępowanie zdumiewa. Rozumiem podejście nacechowane szacunkiem dla prasy i uznaniem jej faktycznej roli w ramach podziału władzy, ale jednak bez przesady. Przedkładanie w tych warunkach dwóch różnych wersji zmian w przepisach wskazuje na brak oczekiwanej powagi. W każdym razie stanowi dowód tego, że rząd sam nie wie, czego chce, oraz się obawia dokonania wyboru. Ten zabieg ma na celu wysondowanie, z jak silnym oporem ze strony mediów rząd będzie musiał się zmierzyć oraz czy mu sprosta. To oznacza, że w tle omawianej metody stoi czysta polityka, bo chodzi o przetestowanie, czy rząd będzie miał dość siły, aby przeforsować zmianę – w relacji do politycznych kosztów, których mu media nie oszczędzą.

Pozostało 81% artykułu
W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"