Na pierwszy ogień pójdą fotoradary i specjalne centrum, które zajmie się nadzorowaniem ruchu. Nadszedł też czas na poważne konsekwencje, jakie mogą spotkać piratów drogowych, którzy nie mają meldunku w Polsce. Problem dotyczy nie tylko kierowców zagranicznych, ale i naszych krajowych. – To ma być sposób na skuteczne unikanie kary po wyjeździe z kraju – mówi „Rz” poseł Zbigniew Rynasiewicz. Dziś najczęściej znikają za granicą i nie sposób od nich wyegzekwować mandatu. Krótko mówiąc, są bezkarni.
W przyszłości konsekwencje zbyt szybkiej jazdy dla nich mogą być poważne. Najmniej dotkliwa to mandat. Problemu nie będzie, kiedy kierowca ma przy sobie pieniądze i zechce mandat zapłacić. W takiej sytuacji kierowca może uiścić mandat gotówkowy (normalnie w Polsce obowiązują mandaty bezgotówkowe). Jeśli jednak projekt wejdzie w życie, chodzić będzie o całkiem spore kwoty – nawet tysiąc złotych.
Jeśli kierowca odmówi przyjęcia mandatu, to i tak musi znaleźć pieniądze na wpłacenie kaucji za mandat. Na jej zwrot może liczyć tylko wówczas, gdy sąd (przed którym będzie musiał się stawić) przyzna mu rację. Jeśli nie – kaucja przepadnie na poczet mandatu.
Najgorzej jest jednak, kiedy kierowca nie ma przy sobie pieniędzy (nawet na karcie). Policjanci odholują mu samochód na policyjny parking. Tam będzie on czekał na właściciela tylko miesiąc. Jeśli bezowocnie – trafi na licytację. Z wylicytowanej kwoty policja odbierze wartość mandatu i postępowania, a resztę odda właścicielowi.
Z czasem auta, którymi kierowcy przekroczyli prędkość, trafią do centralnej ewidencji pojazdów zarejestrowanych za granicą. Korzystać z nich będą policja, straż graniczna i służba celna.