Jak pan ocenia poziom polskiej wynalazczości i innowacyjności, szczególnie w kontekście wysiłków młodych osób?
Jako Innovations Hub Foundation jesteśmy skupieni przede wszystkim na młodych, bo wierzymy, że to właśnie oni będą tworzyć nową generację przedsiębiorców, myślących na skalę globalną, w odróżnieniu od ich starszych kolegów i koleżanek. W połączeniu z silnym komponentem technologicznym w naszym regionie daje to szanse, że w Polsce zaczną powstawać zespoły z „globalnym pazurem”. I choć z początku będą one zakładane przez Polaków w większości za granicą, bo wciąż jednak wielu założycieli start-upów wyjeżdża, to kiedyś być może ten trend się odwróci. Pod kątem technologicznym już od jakiegoś czasu stoimy dość dobrze. Problem jest wciąż z wdrażaniem tych wynalazków i ich transferem do biznesu.
Czytaj więcej
Konieczne są inicjatywy popularyzujące wiedzę o tym, co zrobić ze swoim wynalazkiem. Tu dobrym pr...
Czego więc brakuje, by polscy młodzi wynalazcy mogli rozwinąć skrzydła?
Silnego wsparcia na wczesnym etapie, tzw. inkubacyjnym. Problemem nie jest nawet brak pieniędzy, tylko to, że nie trafiają one tam, gdzie potrzeba. Według danych Fundacji Startup Poland mamy w kraju ok. 5 tys. start-upów, a według PFR 3,5 tys. Różnica wynika z problemów ze zdefiniowaniem, czym jest start-up – nikt się o taką oficjalną definicję nie pokusił. Są różne próby jej sformułowania, ale na razie to nikomu nie wyszło. Bo czy spółkę, która działa od 10 lat, można uznać za start-up? Jedni powiedzą, że nie, bo musi to być młoda spółka, inni – że przecież ma komponent innowacyjny. Niezależnie jednak, czy przyjmiemy liczbę 3,5 czy 5 tys., skala pozostaje podobna. A to problem, bo gdybyśmy dołączyli do tego reżim „wysokiej jakości inkubacyjnej”, czyli dużego potencjału do pozyskania finansowania zewnętrznego i globalnego skalowania, to liczba ta spada do kilkuset. Zatem liczących się start-upów jest niewiele. Wciąż mamy w Polsce zacofany ekosystem wczesnoetapowy. Ośrodków inkubacyjnych, takich jak nasza fundacja, jest mało, a nawet jeśli są, nie zawsze wiedzą, jak to robić. Przez to zakładane spółki od początku nie mają potencjału na globalny wzrost i utykają na poziomie lokalnym. Te, które go mają, najczęściej jednak „odpływają” z kraju.
Czy tu mogą pomóc konkursy takie, jak organizowany przez „Rzeczpospolitą” „Młody Wynalazca”? Czy takie nagłośnienie swojego pomysłu pomaga znaleźć inwestorów?
Analizujemy różne dane i wychodzi z nich, że ponad 60 proc. projektów nie trafia ani do inkubatorów, ani do akceleratorów, ani do konkursów branżowych, a więc nie wchodzi do ekosystemu start-upowego. Takie konkursy są więc bardzo potrzebne, bo zwiększają widoczność danych projektów. A jeśli projekt nie jest widoczny, to ciężko później zdobywać zaufanie inwestorów, pierwszych klientów i walidację. Na pewno plusem jest też to, że uczestnikami są młodzi wynalazcy. Pozwala im to bowiem budować kolejne partnerstwa i zwiększać swoją wiarygodność, a to ułatwia dalsze działanie.
Czytaj więcej
Konkurs „Młody Wynalazca" umożliwia poszerzenie sieci kontaktów innowatorom. A gdy już „wpadną” w...