Doradcy emerytalni ZUS, którzy mają pomóc w podjęciu decyzji, kiedy najlepiej przejść na świadczenie, nie przekonają Polaków do dalszej pracy. Zwłaszcza tych, którzy mało zarabiają i otrzymają niskie emerytury. Dla nich rachunek jest prosty: wezmą pieniądze z ZUS i nadal będą pracować. Pewnie już nie na etacie, lecz umowie o dzieło lub zleceniu. Szef nie da im też zarobić tyle co poprzednio, bo przecież dostaną emeryturę. Ale pozwoli do niej dorobić. Z zyskiem dla wszystkich: emeryt finalnie będzie miał więcej pieniędzy, a ani on, ani jego szef nie zapłacą od nowej umowy składek na ubezpieczenia społeczne.
Jak doradca emerytalny ma przekonać taką osobę, że warto dalej pracować i gromadzić kapitał? Argumentem, że za dwa lata zyska np. o 80 zł wyższe świadczenie? Wiadomo, że będąc emerytem i dorabiając, ma się od razu więcej w kieszeni. Tłumaczenie, że to zysk tylko tu i teraz, też nic nie da. Jeszcze trudniej będzie przekonać prowadzących działalność gospodarczą. Mogą zaoszczędzić ponad 800 zł na składkach, a firmę, pobierając świadczenia, nadal mogą prowadzić.
Przepisy obniżające wiek emerytalny powiększą jeszcze przepaść między tymi, co do ZUS wpłacają, a tymi, którzy od niego pieniądze otrzymują. Ustawodawca nie pomyślał bowiem o żadnych zachętach, by przynajmniej część uprawnionych pozostała w pracy. Co się zaś tyczy przyszłych emerytów, choć teraz chętnie nimi zostaną, z czasem dostrzegą różnice. Tym bardziej że siły z upływem lat osłabną, uniemożliwiając dodatkowy zarobek, a emerytura już im nie urośnie.
Bajki zawierają w sobie mądrość. Dlatego poza czytaniem ich wnukom, warto samemu skorzystać z nauki. Lektura tej o koniku polnym i mrówce Jeana de la Fontaine dobrze do sytuacji przyszłych emerytów pasuje. Konik nie przejmował się nadchodzącą zimą, podczas gdy mrówka w pocie czoła gromadziła zapasy. No i nastąpiło to, czego się wszyscy spodziewali:
"Pożycz mi, proszę, kilka ziarn żyta; Da Bóg doczekać przyszłego zbioru, Oddam z procentem – słowo honoru!".