Reklama

Bójki, wyzwiska, pijackie ekscesy. Dlaczego w restauracji sejmowej jest ich coraz więcej?

W hotelu poselskim doszło do kolejnej awantury, zakończonej interwencją Straży Marszałkowskiej i notatką dla marszałek Senatu – dowiedziała się „Rzeczpospolita”. – Obecny Sejm coraz bardziej przypomina ten z czasów Samoobrony – przekonują nasi rozmówcy.

Publikacja: 05.10.2025 15:13

Spięcie z dnia zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, z udziałem Dariusza Mateckiego (na zdjęciu) jest t

Spięcie z dnia zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, z udziałem Dariusza Mateckiego (na zdjęciu) jest tylko jednym z długiej listy ostatnich ekscesów w Domu Poselskim.

Foto: PAP/Piotr Nowak

6 sierpnia Prawo i Sprawiedliwość miało powody do świętowania. Popierany przez tę partię Karol Nawrocki złożył przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym, obejmując urząd prezydenta, a kilkoro posłów, w tym Dariusz Matecki, postanowiło dać upust swoim pozytywnym emocjom. Śpiewali głośne piosenki w restauracji w Nowym Domu Poselskim, a jedna z nich mogła zostać uznana za prowokację: „Staszek piątka, Tomek dycha, a dwudziestka dla Giertycha”.

Reklama
Reklama

Tekst utworu, śpiewanego na stadionową nutę, odnosił się do pięciu lat pozbawienia wolności, na jakie został skazany senator KO Stanisław Gawłowski w związku z aferą melioracyjną. Dziesięć lat to kara, jaka groziła byłemu marszałkowi Senatu z KO Tomaszowi Grodzkiemu za rzekome łapownictwo, zanim prokuratura umorzyła śledztwo w jego sprawie. Z kolei 20 lat dla posła KO Romana Giertycha to raczej obiekt marzeń śpiewających piosenkę, bo choć był wskazywany jako podejrzany w aferze Polnordu, nigdy nie groził mu aż tak wysoki wymiar kary.

Czytaj więcej

Niespodziewany zwrot w sprawie karnej Romana Giertycha

I piosenka pewnie przeszłaby bez większego echa, gdyby nie fakt, że posłowie PiS postanowili zaintonować ją w obecności Tomasza Grodzkiego. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, skończyło się to interwencją Straży Marszałkowskiej i notatką skierowaną do marszałek Senatu Małgorzaty Kidawy-Błońskiej przez polityków KO. Co się jednak dokładnie stało, do końca nie wiadomo, bo obie strony przedstawiają różne relacje.

Posłowie PiS twierdzą, że tylko śpiewali. Politycy KO zarzucają im stosowanie wulgaryzmów

Dariusz Matecki mówi nam, że posłowie PiS „po prostu spokojnie sobie siedzieli, śpiewając ładną piosenkę”. – I jakieś wulgarne panie rzuciły się na nasz stolik z okrzykami. Jedno z nazwisk zapamiętałem, bo wyjątkowo mi się spodobało: senator Matecka z Platformy Obywatelskiej – relacjonuje poseł Matecki. – Wszystkie strony na siebie pokrzyczały i panie sobie poszły. A następnie podeszła Straż Marszałkowska, by spytać, o co chodzi – dodaje.

Reklama
Reklama

Inaczej przebieg zdarzenia zapamiętały senatorki i senatorowie koalicji rządowej. „Pijana tłuszcza pod przywództwem Mateckiego, wspieranego przez (posła PiS – red.) Łukasza Mejzę, świętując zwycięstwo i zaprzysiężenie Nawrockiego, zaatakowała rynsztokowymi wulgaryzmami senatorki koalicji 15 października. Rozbawieni, prowokowali i zaczepiali, wyzywali i obrażali. Były wulgarne przyśpiewki. Bohaterowie ryczeli »sp..laj« do kobiet. Mało brakowało, a doszłoby do rękoczynów” – napisał jeszcze w sierpniu na Facebooku koalicyjny senator Wadim Tyszkiewicz.

– Siedziała tam grupa kilku osób, która początkowo nuciła przyśpiewki, wyrażające radość z zaprzysiężenia pana prezydenta. Było głośno, ale akurat tamtego dnia można było uznać to za coś normalnego – relacjonuje senatorka KO Agnieszka Kołacz-Leszczyńska. – Jednak to, co się stało później, normalne już nie było. W kierunku naszym i marszałka Grodzkiego padały wulgaryzmy, mówiąc wprost: kazano nam „wyp...”. Wszystkie senatorki, będące świadkami tego zdarzenia, były po prostu przerażone – relacjonuje.

Dodaje, że podeszła do stolika polityków PiS, jednak została obrzucona przez nich epitetami. – Uspokoić próbowała ich siedząca z nimi była wiceminister sportu Anna Krupka z PiS – dodaje senatorka Kołacz-Leszczyńska. Jej zdaniem, wbrew opisowi zdarzenia autorstwa Wadima Tyszkiewicza na Facebooku, w zdarzeniu nie uczestniczył Łukasz Mejza, choć był w pobliżu.

– Gdy po całym zamieszaniu wyszliśmy z hotelu sejmowego, nawet jeden z funkcjonariuszy Straży Marszałkowskiej powiedział, że jest zszokowany tym, jak często obecnie dochodzi do takich zdarzeń – dodaje Agnieszka Kołacz-Leszczyńska.

Reklama
Reklama

Spięcie z dnia zaprzysiężenia Nawrockiego jest bowiem tylko jednym z długiej listy ostatnich ekscesów w Domu Poselskim.

W restauracji sejmowej w ostatnich miesiącach regularnie dochodzi do skandalicznych zdarzeń

Jedno z takich zdarzeń opisaliśmy przed ponad tygodniem w „Rzeczpospolitej”. Ujawniliśmy treść notatki, którą senator Wadim Tyszkiewicz złożył u marszałek Małgorzaty Kidawy-Błońskiej po wydarzeniu, do którego doszło 24 kwietnia w tej samej restauracji w Nowym Domu Poselskim. Tego dnia Tyszkiewicz spiął się z Łukaszem Mejzą, z którym przed laty współpracował, ale obecnie jest w ostrym konflikcie.

Czytaj więcej

Skandal w Domu Poselskim. Łukasz Mejza zaatakował senatora

„Do bufetu z jedzeniem, przy którym staliśmy, nakładając jedzenie wraz z żoną Agnieszką Tyszkiewicz, podszedł poseł Łukasz Mejza, trzymając dwu- trzyletnie dziecko na ręku. Prowokacyjnie zaczął zaczepiać mnie i moją żonę, używając słów obelżywych i zwrotów” – napisał Tyszkiewicz, cytując treść wulgarnych propozycji seksualnych, jakie Mejza miał składać żonie senatora.

Inaczej przebieg zdarzenia relacjonował Łukasz Mejza. Jego zdaniem Wadim Tyszkiewicz wielokrotnie w ostatnich latach próbował go sprowokować, wykonując gest plucia pod nogi, i również zdarzenie z 24 kwietnia miało zacząć się od jego zaczepki.

Jak wynika z relacji Wadima Tyszkiewicza, zajście skończyło się interwencją Straży Marszałkowskiej. Miała ona wkroczyć też miesiąc wcześniej, gdy w restauracji sejmowej Dariusz Matecki został – według różnych relacji – uderzony bądź ciągnięty za krawat przez Jacka Kopczyńskiego, aktora znanego z licznych ról telewizyjnych, m.in. w „M jak miłość”.

Reklama
Reklama

„Wracam z oświadczeń poselskich około godz. 22 i przed dalszą pracą – w barze w hotelu poselskim chciałem zjeść kolację” – relacjonował Matecki w mediach społecznościowych. „Jem sobie spokojnie zupę, rozmawiając z posłami PiS i Konfederacji, i nagle podchodzi do mnie z pełną agresją jakiś człowiek, krzycząc, że »Ziobro to c...« I pyta, czy mam coś przeciwko. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że jak najbardziej mam coś przeciwko” – napisał, dodając, że „Kopczyński uderzył go, a następnie drugiego posła PiS”.

Kopczyński był formalnie gościem posła PiS Daniela Milewskiego. Jednak w rzeczywistości aktora wprowadził do Sejmu były poseł Prawa i Sprawiedliwości Zbigniew Girzyński. – Z moich informacji wynika, że w tej sytuacji uczestniczyli wyłącznie posłowie PiS i wyłącznie zaproszeni przez nich goście. To nie jest pierwsza taka sytuacja z udziałem posłów PiS w ostatnim czasie na terenie hotelu poselskiego – mówił wówczas marszałek Sejmu Szymon Hołownia z Polski 2050, bo na tym lista podobnych zdarzeń się nie kończy.

Czytaj więcej

Szokujące nagranie z udziałem senatora Lewicy. Czy Maciej Kopiec poniesie konsekwencje?

Do jeszcze jednego doszło w drugiej połowie 2024 r., a nagrania z jego przebiegu ujawnił w lutym Dariusz Matecki. Widać na nich senatora lewicy Macieja Kopca, siedzącego w połączonym z restauracją sejmową „barze za kratą”, który wulgarnie zwraca się do Mateckiego oraz – jak później wyjaśniano – również do polityków Konfederacji. – Śpij, k..., przestępco je... – mówił wyraźnie niedysponowany Kopiec.

Reklama
Reklama

Gdy nagrania wyszły na jaw, senator Lewicy tłumaczył, że „bierze na klatę wszystko, co jest związane z błędnym zachowaniem”, dodawał, że „został nagrany wieczorem w barze podczas dyskusji na bardzo niskim poziomie” i zapewniał, że „nigdy nie wypił nawet kropli alkoholu w miejscu pracy”.

Obecne ekscesy w Domu Poselskim przypominają mało chlubne czasy Samoobrony

Takie nagromadzenie zdarzeń w hotelu sejmowym może dziwić, bo wydawałoby się, że ten etap mamy już za sobą. Do podobnych spięć dochodziło bowiem w Sejmie często, jednak miało to miejsce za czasów Samoobrony.

Np. w 2003 r. posłowie tej partii Jerzy Pękała i Mieczysław Aszkiełowicz pobili się przed budynkiem hotelu poselskiego. Jak relacjonowały media, zaczęło się od wspólnego spożycia wódki w restauracji sejmowej, a gdy między politykami doszło do sporu światopoglądowego, postanowili rozstrzygnąć go na świeżym powietrzu.

Czytaj więcej

Jak upadał Andrzej Lepper

„Ustalono, iż posłowie stosując wobec siebie przemoc fizyczną doprowadzili do widocznych uszkodzeń ciała i utraty równowagi. Sprawiali wrażenie osób znajdujących się w stanie wskazującym na nadmierne spożycie alkoholu. Zachowywali się w sposób zaprzeczający elementarnym zasadom przyzwoitości i dobrego wychowania” – czytamy w uchwale Komisji Etyki Poselskiej o ukaraniu posłów upomnieniem, którą po dziś dzień można odnaleźć na sejmowych stronach internetowych.

Reklama
Reklama

Przeglądając uchwały komisji z tamtego okresu, można znaleźć opis jeszcze jednego rękoczynu, w wykonaniu innego polityka Samoobrony – Waldemara Borczyka. „Na podstawie posiadanych materiałów komisja ustaliła, iż marszałek Sejmu (...) przyjął delegację komisji krajowej NSZZ Solidarność, która złożyła na jego ręce petycję. Po opuszczeniu gabinetu marszałka, na terenie Sejmu jeden z członków delegacji pan Jan Mosiński został zaatakowany przez posła Waldemara Borczyka z klubu parlamentarnego Samoobrona RP, który znieważył go słownie i uderzył w twarz” – czytamy w uchwale.

Komisja uznała, że posłowie stając się uczestnikami i sprawcami takiego incydentu, okazali brak wyczucia granic, które nie powinny być przekroczone przez osoby aspirujące do godności mandatariuszy zaufania obywateli, jakimi powinni być niewątpliwie posłowie

fragment uchwały Komisji Etyki w sprawie Pękały i Aszkiełowicza

Problemy z Komisją Etyki miał też oczywiście sam Andrzej Lepper. W 2003 r. dostał naganę za to, że próbując uniemożliwić prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu wejście do Sejmu, rozbił szklane drzwi prowadzące na salę obrad. Wszedł później na mównicę i demonstrując zakrwawiony nadgarstek sugerował, że został pobity.

Politycy, którzy znają Sejm z tamtych lat, często wspominają, że miał on swoisty koloryt: w Domu Poselskim więcej się piło i więcej imprezowało, ale to ostatnie miało niekiedy ponadpartyjny charakter. Tamte czasy zakończyć miały pod koniec rządów SLD: afera Rywina oraz pojawienie się agresywnego, jak na tamte lata, tabloidu „Fakt”.

W hotelu sejmowym nie tylko dochodzi dziś do ekscesów, ale wracają też głośne imprezy

I dziś zwyczaje z tamtych lat wydają się wracać, w tym sejmowe imprezy. Np. w 2024 r. głośno było o prywatce polityków PiS w jednym z pokoi w hotelu sejmowym, podczas której śpiewali piosenkę „O Grzegorz Braun, o Grzegorz Braun, kto zgasić świece tak będzie umiał”, wzorowaną na przeboju grupy Myslovitz.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Posłowie PiS śpiewali w hotelu sejmowym piosenkę o Grzegorzu Braunie

Z tą różnicą, że dziś już się nie zdarza, by uczestnicy imprez wywodzili się z różnych klubów. A w dodatku nasila się bojowa atmosfera, uwidaczniająca się w kolejnych zdarzeniach w restauracji sejmowej.

– Zmiana atmosfery jest widoczna także na sali plenarnej. Zasiadam w parlamencie od 2011 r. i kiedyś debat słuchało się w skupieniu, z szacunkiem dla przemawiającego, nawet kiedy był on z innego obozu politycznego. Dziś słownictwo jest bardziej agresywne, a złe emocje przenoszą się poza salę obrad – mówi Agnieszka Kołacz-Leszczyńska.

Czy powodem jest coraz głębsza polaryzacja, którą widać nie tylko w Sejmie, ale też w mediach, zarówno tych społecznościowych, jak i tradycyjnych? Zdaniem byłego marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego, niekoniecznie, a winę za narastającą liczbę ekscesów ponosi mała grupka. – W opisie takich zdarzeń przewija się kilka nazwisk, głównie Dariusza Mateckiego. Jest mistrzem prowokacji, z której uczynił swoje modus operandi w polityce. A jak prowokacja mu się uda, to niby nigdy nic staje z boku i nagrywa – mówi.

Jest mistrzem prowokacji, z której uczynił swoje modus operandi w polityce

były marszałek Senatu Tomasz Grodzki o pośle Dariuszu Mateckim

I rzeczywiście, poseł Matecki był bohaterem większości niestandardowych wydarzeń z Sejmu, których opisy trafiły do mediów. Np. w ubiegłym roku głośno było o jego samowolnym wyjściu nocą na dach hotelu sejmowego, miał też uczestniczyć w imprezie z piosenką o Grzegorzu Braunie. Choć w tej ostatniej sytuacji winę wziął na siebie Łukasz Mejza, który wygłosił nawet specjalne oświadczenie. – Aby nie powtarzać się po stokroć, jako chyba główny sprawca tego zamieszania, postanowiłem się do tego odnieść osobiście z mównicy sejmowej i jednocześnie wyrazić oburzenie zwłaszcza na krytykę niektórych środowisk, szczególnie tych lewicowych, za to, że w Sejmie RP przywracamy wieloletnie, najlepsze tradycje tego miejsca, polegające na wspólnym, chóralnym śpiewaniu – mówił na sali plenarnej.

Czy rzeczywiście winnym większości ekscesów w Sejmie jest poseł PiS Dariusz Matecki? On sam nie ma sobie nic do zarzucenia, a opinię Tomasz Grodzkiego nazywa insynuacjami. – W jaki niby sposób miałem sprowokować nieznanego mi wcześniej aktora, który nagle wystartował do mnie, gdy spokojnie jadłem zupę? Albo pana senatora Kopca, który nagle zaczął przeklinać, być może mając w organizmie całą tablicę Mendelejewa? Oznaczałoby to, że pewne osoby prowokuję samą swoją obecnością? Z całym szacunkiem, jeśli rzeczywiście ma to miejsce, nie jest to mój problem, ale ich – konkluduje.

6 sierpnia Prawo i Sprawiedliwość miało powody do świętowania. Popierany przez tę partię Karol Nawrocki złożył przysięgę przed Zgromadzeniem Narodowym, obejmując urząd prezydenta, a kilkoro posłów, w tym Dariusz Matecki, postanowiło dać upust swoim pozytywnym emocjom. Śpiewali głośne piosenki w restauracji w Nowym Domu Poselskim, a jedna z nich mogła zostać uznana za prowokację: „Staszek piątka, Tomek dycha, a dwudziestka dla Giertycha”.

Tekst utworu, śpiewanego na stadionową nutę, odnosił się do pięciu lat pozbawienia wolności, na jakie został skazany senator KO Stanisław Gawłowski w związku z aferą melioracyjną. Dziesięć lat to kara, jaka groziła byłemu marszałkowi Senatu z KO Tomaszowi Grodzkiemu za rzekome łapownictwo, zanim prokuratura umorzyła śledztwo w jego sprawie. Z kolei 20 lat dla posła KO Romana Giertycha to raczej obiekt marzeń śpiewających piosenkę, bo choć był wskazywany jako podejrzany w aferze Polnordu, nigdy nie groził mu aż tak wysoki wymiar kary.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Sondaż: Czy Polska 2050 ma przyszłość bez Szymona Hołowni? Polacy wątpią
Polityka
Karol Nawrocki wynalazł koło? Jak rozwiązać problem banderowskich symboli
Polityka
Sondaż: Konfederacja w rządzie? Znamy zdanie Polaków
Polityka
Dr Piotr Lewandowski, ekspert ds. geopolityki i bezpieczeństwa: Tomahawki dla Ukrainy? USA blefują
Reklama
Reklama