[b][link=http://blog.rp.pl/romanski/2009/03/18/telewizyjne-duchy-na-woronicza/]skomentuj na blogu[/link][/b]
I trudno się dziwić, że ma to przełożenie na cyfry – według analizy "Rz" na każdy 1 proc. udziału w ogólnopolskiej widowni w ubiegłym roku w TVP musiały pracować 104 osoby – dwukrotnie więcej niż w Polsacie. Przychody z 1 proc. widowni w TVP są niemal dwukrotnie niższe niż w TVN. I niewiele zmieni tu fakt, że telewizja publiczna nie udostępniła nam pełnych danych finansowych, więc wyliczenia opieraliśmy nie na pełnym bilansie, a na wpływach z reklam i abonamentu. Bo przecież komercyjne stacje tego ostatniego przywileju są pozbawione. Co więcej, nie zarabiają też na licencjach czy prawach do emisji materiałów znajdujących się w przepastnych archiwach TVP.
Badanie efektywności telewizji pokazuje, że nikt chyba nie ma pomysłu na TVP. Nie jest to telewizja misyjna, widać to choćby po wielkości przychodów reklamowych i liczbie programów stricte komercyjnych. Nie jest to też telewizja komercyjna, bo otrzymuje znaczące wsparcie m.in. z kieszeni widzów, którzy – paradoksalnie – płacą za coś, czego często wcale nie chcą oglądać.
Mimo długotrwałych restrukturyzacji – bardziej politycznych, a mniej ekonomicznych – po przepastnych korytarzach TVP wciąż jeszcze snuje się i straszy duch przedsiębiorstwa państwowego. I bez solidnych egzorcyzmów, obiecywanych i nierealizowanych przez kolejne rządy i zarządy, nic się w tej materii nie zmieni. Tylko za widownię trzeba będzie płacić coraz więcej.