Specustawa obronna, Narodowy Program Odstraszania i Obrony – Tarcza Wschód, Narodowy Program Gotowości Zbrojeniowej Państwa – to wszystko brzmi serio, a często multiplikowane w ciągu ostatnich lat określenie „narodowy program” dodaje przedsięwzięciom dodatkowej, nieco wymuszonej powagi. Dobrze byłoby przy tym, żeby narodowe programy po prostu działały. A tutaj pojawia się kłopot. Albo – jak specustawa – mają dziury, albo – jak narodowe programy – są niekompletne, bądź znajdują się w ślimaczącej się fazie przekuwania mocnego, narodowego szyldu w bliżej nieokreślone rozwiązania.
Jaki będzie efekt wydania miliardów na zbrojenia?
A na obronność państwo polskie zaczęło przeznaczać setki miliardów złotych rocznie. Na szczęście, w warunkach dużej aprobaty społecznej. Ludzie po prostu zdają sobie sprawę z tego, co się dzieje w Ukrainie i z zagrożenia ze strony Moskwy. Ale na tak zwany koniec dnia, czyli pewnie w tym przypadku na koniec kadencji, może się pojawić pytanie, co z tego wszystkiego powstało?
Czytaj więcej:
Nie chodzi tutaj tylko o mniej lub bardziej doraźne zakupy uzbrojenia za granicą, ale o proces bardziej trwały. Czy polski przemysł obronny dzięki tym miliardom realnie rozwinął skrzydła? Czy powstało na tyle dużo infrastruktury obronnej, że naprawdę możemy czuć się bardziej bezpieczni?
Nie wiadomo, kiedy będzie wiadomo
Na razie rzeczywistość jest taka, że od specustawy obronnej prywatne firmy zbrojeniowe starają się trzymać z daleka. Z powodu jej braków nie mają pojęcia, jak miałyby na niej skorzystać. A przecież rządzący od wielu miesięcy zapowiadają, że po latach licznych zakrętów będą na prywatny przemysł chuchać i dmuchać, prawie tak jak na państwowy. Jakoś jednak ta troska przejawia się w ograniczonym zakresie, czego specustawa jest najlepszym przykładem.