Baryłka ropy kosztuje dziś mniej niż 60 dolarów i od szczytu osiągniętego niecałe 4 lata temu obniżyła się już o ponad połowę. Im więcej napływa wiadomości sugerujących możliwe zakończenie wojny, a także im spokojniej zaczyna się robić na Bliskim Wschodzie, tym większa szansa, że będzie nadal spadać. Zdaniem Banku Światowego spadek wyniesie w roku 2026 ponad 10 proc., The Economist sugeruje, że może być znacznie większy.
Ropa naftowa jest ważna nie tylko dlatego, że jest największym pod względem wartości masowym produktem, jakim handluje się na globalnym rynku, i krytycznie ważnym surowcem wciąż zaspokajającym niemal jedną trzecią światowego zapotrzebowania na energię. Sytuacja na rynku ropy z jednej strony jest czułym barometrem sytuacji w całej gospodarce światowej (jeśli perspektywy wzrostu poprawiają się, ceny zazwyczaj rosną), z drugiej zaś stanowi odbicie napięć politycznych (im na świecie spokojniej, tym ropa tańsza). Ale jednocześnie to właśnie ceny ropy wpływają na stan globalnej gospodarki. Trwały i szybki wzrost cen (przerzucający się zazwyczaj także na ceny innych surowców) zwiększa presję inflacyjną i pogarsza perspektywy rozwoju. I odwrotnie.
Na długą metę poziom cen ropy zwykło się oceniać w odniesieniu do wszystkich innych cen, a więc korygując go o inflację (taki indeks cen mówi nam, czy ceny ropy wzrosły szybciej, czy wolniej od pozostałych). Jeśli przyjąć, że dziś taki „realny” poziom cen ropy wynosi 100, to najwyższy poziom w historii, o ponad 80 proc. wyższy niż dziś, osiągały one w latach 2011-2014. Bardzo wysoki był również ich poziom w roku 2008, a także w roku 2022. W ciekawy sposób nakłada się to na wykres wzmożonej agresywności Rosji, która w roku 2008 zaatakowała Gruzję, w 2014 zaanektowała Krym, a w 2022 napadła na Ukrainę.
Nie zawsze jednak ceny ropy sprzyjały Moskwie. W latach 1980-1988 obniżyły się realnie o 60 proc., co okazało się gwoździem do trumny sowieckiej gospodarki i bardziej niż polityka Ronalda Reagana przyczyniło się do ekonomicznego krachu i ostatecznego załamania się systemu komunistycznego. Po krótkotrwałym odbiciu się cen, na fali rosnącego na świecie optymizmu, o około 50 proc. w latach 1988-1992, nastąpiło ich ponowne załamanie, aż do najniższego poziomu w historii w roku 1998. No i wówczas Rosja zbankrutowała, co (niestety) przyczyniło się do załamania się eksperymentalnej próby wprowadzenia tam względnej demokracji. Władzę przejął Putin, ugruntowując ją dzięki siedmiokrotnemu wzrostowi realnych cen ropy w ciągu kolejnej dekady.
Co się stanie w przyszłym roku? Prognozowany spadek cen ropy o 10 proc. sprowadziłby je do poziomu zagrażającego stabilności rosyjskiego budżetu i wzrostowi jej gospodarki. Gdyby jednak (czego serdecznie życzymy) spadek ten okazał się większy i wyniósł 30-40 proc., realne ceny obniżyłyby się do poziomu z początków władzy Putina, a ich ewentualny dalszy spadek mógłby już zagrozić Rosji bankructwem. Zwłaszcza jeśli Kreml nadal nie miałby dostępu do zamrożonej w europejskich bankach znacznej części swoich rezerw dewizowych.