Wprowadzając ponad rok temu AI Act, Bruksela chciała ucywilizować rozwój sztucznej inteligencji, dając milionom europejskich użytkowników bezpieczeństwo i porządkując rynek podobnie jak w przypadku danych i RODO. W założeniu nie był to przejaw jakiegoś szaleństwa unijnych elit, bo AI to kwestia kluczowa – nie tylko biznes przyszłości, ale dla ludzkości przełom, być może większy niż wynalezienie maszyny parowej czy elektryczności.
W dodatku Bruksela ma na koncie udane regulacje ułatwiające życie konsumentom i redukujące ich wydatki, jak w przypadku zniesienia opłat roamingowych czy uniwersalnej ładowarki USB-C. Jednak kabel łatwo zmierzyć i ustandaryzować. Z płynną, uczącą się inteligencją to już dużo trudniejsze.
Dlaczego biznes protestuje przeciw AI Act?
Tym razem jednak plan nie wypalił, skoro europejski biznes protestuje i chce zawieszenia przepisów. Gołym okiem widać, jak Unia coraz bardziej odstaje w dziedzinie technologii od USA czy Chin, a biznes traci konkurencyjność. Unia wzięła się bowiem za gruntowne regulowanie czegoś, co wymyka się sztywnym paragrafom. Zmiany w AI są tak dynamiczne, że każdy przepis po tygodniu staje się przestarzały.
Czytaj więcej
Branża technologiczna domaga się zawieszenia kontrowersyjnych regulacji dla sztucznej inteligencj...
Bruksela nie dość, że musiała łączyć ogień z wodą – bezpieczeństwo z konkurencyjnością, to w swym DNA ma naturalne ciągotki do zbytnich regulacji. W efekcie nałożono na firmy ogromne obowiązki, jak rozmaite testy bezpieczeństwa, raportowanie zużycia energii, dokumentacja techniczna czy certyfikacja. Co gorsza, regulacjami objęto same modele AI, a nie tylko ich zastosowania (co dusi innowacje u źródła), a także wprowadzono odpowiedzialność prawną (co podcina skrzydła np. twórcom modeli open source).