Zwykle to portrety grupowe. Choć kilka lat temu wyklętych przywrócono naszej pamięci, wciąż pozostają zbiorowością – bez cech szczególnych, bez twarzy.

Żołnierzom walczącym w antykomunistycznym powstaniu tożsamość przez krótki czas usiłowali oddać m.in. realizatorzy Teatru Telewizji – dzięki nim poznaliśmy bliżej rotmistrza Witolda Pileckiego czy„Inkę", nastoletnią sanitariuszkę od „Łupaszki" – a także twórcy filmów, choćby o „Roju". Żałośnie mało, zważywszy że przez antykomunistyczne podziemie przewinęły się tysiące ludzi.

Zadanie uzupełnienia tej luki postawiła sobie historyk Joanna Wieliczka-Szarkowa, która wydobywa z tła pojedyncze sylwetki. „Rodzice Antoniego (Hedy »Szarego«) mieli niecałe osiem hektarów..." – czytamy w książce „Żołnierze wyklęci". „Rodzina Borysowiczów mieszkała i gospodarzyła na Kresach od pokoleń. Ojciec Jana („Krysi") był zamożnym chłopem", a Łukasza Cieplińskiego »Pługa« miał piekarnię i mały sklepik.

I tak dalej. Bo to, w większości, nie byli wielcy ziemianie. Zwykli inteligenci w pierwszym pokoleniu, posłani do szkół kosztem ogromnego wysiłku rodziny.  W PRL mogliby być pozytywnymi bohaterami, ale stali się szwarccharakterami niezasługującymi na godną śmierć, przyzwoity pochówek, a przede wszystkim – na dobrą pamięć. Dlaczego? Bo nie zgodzili się na zdradę, kłamstwo i zniewolenie.

Autorka zebrała opowieści o 30 bohaterach. To niewiele, ale przynajmniej im przywrócono biografie, które chcieli zamazać komuniści.