„W czerwcu usłyszał zarzuty za grożenie mi śmiercią, w październiku próbował podpalić siedzibę Platformy. Bąkiewicz i Kaczyński muszą być zadowoleni. To na ich wiecu kilka dni wcześniej pierwszy krzyczał, by nie bać się sądów, wyrwać chwasty i rzucać napalm, by nie odrosły” – tak premier Donald Tusk zareagował na zatrzymanie przez policję 44-letniego mieszkańca Łosic, który w piątek rzucił koktajl Mołotowa w drzwi budynku, w którym znajduje się Biuro Krajowe Platformy Obywatelskiej.
Im mocniej PO będzie atakować Bąkiewicza, tym bardziej PiS będzie się z nim sklejać
Gdy jest już raczej przesądzone, że był to atak motywowany nienawiścią polityczną, a nie na przykład rosyjska prowokacja, zestawienie tego ze skandalicznymi słowami Roberta Bąkiewicza z antyimigranckiego marszu sprzed tygodnia, wydaje się logiczne. A zarazem politycznie opłacalne. Bo wpycha PiS w pułapkę, którą Jarosław Kaczyński sam zastawił. Ale nie na siebie, a na Konfederację.
W najciekawszym wydarzeniu z okazji dwulecia rządów, czyli wywiadzie, jakiego premier udzielił w podcaście Wojewódzki/Kędzierski, w napięciu między Konfederacją a PiS, napięciu między młodymi i starymi na prawicy, między Kaczyńskim, Mentzenem i Karolem Nawrockim, Donald Tusk dopatruje się szans dla siebie
Im mocniej bowiem Tusk i Koalicja Obywatelska będą atakować PiS za słowa Bąkiewicza – przypomnijmy, że mówił o wyrywaniu antypolskich chwastów i wypalaniu ich napalmem – tym mocniej PiS będzie musiał Bąkiewicza bronić. Bo jego związki z PiS są silniejsze niż tylko sowite dotacje za poprzednich rządów czy miejsce na liście wyborczej do Sejmu. Bąkiewicz ma być sposobem Jarosława Kaczyńskiego na coraz większy problem, jaki ma jego partia z Konfederacją. Poparcie dla partii Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka stale oscyluje wokół 15 proc., czyniąc tę formację na trwałe trzecią siłą w polskiej polityce. Zresztą nie jest to w Polsce żaden wyjątek. Dość przypomnieć, że kierowana wówczas przez Romana Giertycha Liga Polskich Rodzin w wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 r. dostała niemal 16 proc., zajmując drugie miejsce (po Platformie, która wtedy dostała 24 proc.) Choć sam Giertych jest dziś w Koalicji Obywatelskiej, Konfederacja jest ideowym dzieckiem LPR, choć w znacznie nowocześniejszym wydaniu.