Reklama

Artur Bartkiewicz: Dlaczego Jarosław Kaczyński i PiS przestają słuchać, gdy usłyszą „Niemcy”?

„Tusk chce pieniędzmi polskich obywateli spłacać niemieckie zbrodnie” – czytamy na oficjalnym profilu Jarosława Kaczyńskiego w serwisie X. Oburzenie prezesa PiS byłoby zasadne, gdyby nie to, że oburza się na coś, co się nie wydarzyło. A wszystko przez to, że gdy Jarosław Kaczyński i politycy jego partii słyszą słowo „Niemcy”, zwłaszcza w ustach polskiego premiera, to przestają dalej słuchać.

Publikacja: 02.12.2025 12:07

Donald Tusk i Friedrich Merz

Donald Tusk i Friedrich Merz

Foto: PAP/EPA

Co naprawdę powiedział w Berlinie Donald Tusk? Wbrew temu, o czym przekonuje w serwisie X Przemysław Czarnek („więc wy Niemcy dajcie sobie już spokój, to my Polacy zapłacimy Polakom za wasze zbrodnie”), czy Patryk Jaki („Tusk z pieniędzy polskich podatników chce zapłacić niemieckie reparacje”), wypowiedź polskiego premiera była czymś, co można określić mianem moralnego szantażu wobec Niemiec. Dotyczyła nie reparacji, ale wypłaty przez Niemcy zadośćuczynienia polskim ofiarom II wojny światowej, które zaproponował w 2024 r. kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Do wypłaty nadal nie doszło, a Tusk, pytany o tę sprawę, odparł: „Pospieszcie się, jeśli chcecie naprawdę wykonać taki gest. Ja będę rozważał, jeśli tu nie uzyskamy jakiejś deklaracji jednoznacznej i szybkiej, będę rozważał w przyszłym roku, że Polska wypełni tę potrzebę z własnych środków. Więcej o tym nie chcę już mówić, powiem szczerze”. Przypomniał jednocześnie o bezlitosnym upływie czasu – gdy Scholz oferował wypłatę zadośćuczynień, żyło jeszcze ok. 60 tys. Polaków, którzy ucierpieli w czasie II wojny światowej. Dziś jest ich 50 tysięcy. Za rok będzie ich jeszcze mniej. 

Co naprawdę powiedział Donald Tusk na konferencji po polsko-niemieckich konsultacjach międzyrządowych w Berlinie...

Tak, Donald Tusk zapowiedział, że zadośćuczynienie ofiarom niemieckich zbrodni może zostać wypłacone przez Polskę. Ale kontekst całej wypowiedzi jest jednoznaczny. Polska zrobi to, bo ofiary niemieckich zbrodni nie mogą czekać w nieskończoność na to, by władze w Berlinie stanęły na wysokości zadania. Jeśli Niemcy nie potrafią zachować się odpowiedzialnie, to Polska załatwi to sama, upokarzając Niemcy. Chodzi bowiem nie o abstrakcyjne rozliczenia między dwoma państwami, ale o żywych ludzi, wobec których Niemcy dopuścili się zbrodni, a teraz krzywdzą ich po raz drugi, bo każdy dzień sprawia, że kolejne ofiary Niemiec zadośćuczynienia nigdy nie dostaną. Owszem, można wyciągnąć z tego wniosek, że Polska chce płacić za niemieckie zbrodnie – ale to jak pomylić krzesło z krzesłem elektrycznym. Niby podobne, ale jednak chodzi o coś zupełnie innego.

W PiS politycy przestają słuchać, gdy usłyszą słowo „Niemcy”, zwłaszcza z ust Donalda Tuska. Wtedy partia Jarosława Kaczyńskiego wchodzi w tryb „Czterej pancerni i pies”, gotowa podjąć natychmiast retoryczną ofensywę na Berlin

Reklama
Reklama

...i dlaczego PiS usłyszał co innego niż to, co powiedział Donald Tusk?

Problem w tym, że w PiS politycy przestają słuchać, gdy usłyszą słowo Niemcy, zwłaszcza z ust Donalda Tuska. Wtedy partia Jarosława Kaczyńskiego wchodzi w tryb „Czterej pancerni i pies”, gotowa podjąć natychmiast retoryczną ofensywę na Berlin i Koalicję Obywatelską oraz premiera, uznawanych za ekspozyturę Niemiec w Polsce. Nawet więc gdyby na konferencji prasowej Tusk powiedział, że oto przywiezie z Niemiec 2 bln zł reparacji, okazałoby się zapewne, że to za mało, bo Arkadiusz Mularczyk wystawił rachunek na 6 bln zł. Nic dziwnego więc, że wobec braku takich gestów nie jest ważne, że Tusk de facto zbeształ Niemców za opieszałość. Satysfakcjonujące byłoby dopiero to, gdyby wracając, przyłączył do Polski Miśnię i Łużyce. A i wtedy pewnie Patryk Jaki nagrałby film, że prawdziwą intencją Tuska jest oddanie Niemcom Szczecina.   

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Donald Tusk zawstydza Niemców

Oczywiście w tym szaleństwie jest pewna metoda. PiS, kreślący wizję stosunków międzynarodowych, w których najważniejsze jest, kto kogo pognębi, a miarą zwycięstwa jest to, aby to nasze było na górze, musi mieć wyraźnego zewnętrznego wroga. Ma jednak na tym polu prawicowych rywali w postaci Konfederacji (zwłaszcza Ruch Narodowy) i Konfederacji Korony Polskiej. Na dodatek nie może wiarygodnie obierać za wroga Ukraińców (jak Grzegorz Braun i do jakiegoś stopnia Konfederacja), bo zbyt łatwo wystawiałaby się na replikę w postaci pytań o politykę wspierania Ukrainy przez rząd Mateusza Morawieckiego. Natomiast Niemcy to rywal wymarzony – u wielu Polaków, zwłaszcza starszych, wywołują alergiczną reakcję; kalek historycznych, które można zastosować jest pod dostatkiem, na dodatek można przy okazji uderzyć w Unię Europejską, przypominając wyborcom wahającym się między Braunem a Kaczyńskim, że tak naprawdę to PiS jest eurosceptyczny, tylko czasem udaje, że jest inaczej. Dlatego – nawet jeśli fakty (w tym wypadku wypowiedź Tuska) nie przystają do sformułowanej wcześniej tezy, tym gorzej dla faktów. Zwłaszcza że to nie fakty mówią o tym, kto ma rację. O tym, kto ma rację, dla PiS decydują wyłącznie sondaże. 

Komentarze
Bogusław Chrabota: Nawrocki i Orbán. Żadne tam bratanki
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Tusk nie oszczędzał Merza w Berlinie. Przeszłość ciąży niemiłosiernie
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Orbán, Putin i Konfederacja. Dlaczego decyzja prezydenta Nawrockiego była słuszna
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Członkostwo w Unii to polska racja stanu, choć coraz częściej jest to podważane
Materiał Promocyjny
Startupy poszukiwane — dołącz do Platform startowych w Polsce Wschodniej i zyskaj nowe możliwości!
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Polska-Niemcy. Czekając na zrozumienie i na zeznania Serhija K.
Materiał Promocyjny
Nowa era budownictwa: roboty w służbie ludzi i środowiska
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama