Co naprawdę powiedział w Berlinie Donald Tusk? Wbrew temu, o czym przekonuje w serwisie X Przemysław Czarnek („więc wy Niemcy dajcie sobie już spokój, to my Polacy zapłacimy Polakom za wasze zbrodnie”), czy Patryk Jaki („Tusk z pieniędzy polskich podatników chce zapłacić niemieckie reparacje”), wypowiedź polskiego premiera była czymś, co można określić mianem moralnego szantażu wobec Niemiec. Dotyczyła nie reparacji, ale wypłaty przez Niemcy zadośćuczynienia polskim ofiarom II wojny światowej, które zaproponował w 2024 r. kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Do wypłaty nadal nie doszło, a Tusk, pytany o tę sprawę, odparł: „Pospieszcie się, jeśli chcecie naprawdę wykonać taki gest. Ja będę rozważał, jeśli tu nie uzyskamy jakiejś deklaracji jednoznacznej i szybkiej, będę rozważał w przyszłym roku, że Polska wypełni tę potrzebę z własnych środków. Więcej o tym nie chcę już mówić, powiem szczerze”. Przypomniał jednocześnie o bezlitosnym upływie czasu – gdy Scholz oferował wypłatę zadośćuczynień, żyło jeszcze ok. 60 tys. Polaków, którzy ucierpieli w czasie II wojny światowej. Dziś jest ich 50 tysięcy. Za rok będzie ich jeszcze mniej.
Co naprawdę powiedział Donald Tusk na konferencji po polsko-niemieckich konsultacjach międzyrządowych w Berlinie...
Tak, Donald Tusk zapowiedział, że zadośćuczynienie ofiarom niemieckich zbrodni może zostać wypłacone przez Polskę. Ale kontekst całej wypowiedzi jest jednoznaczny. Polska zrobi to, bo ofiary niemieckich zbrodni nie mogą czekać w nieskończoność na to, by władze w Berlinie stanęły na wysokości zadania. Jeśli Niemcy nie potrafią zachować się odpowiedzialnie, to Polska załatwi to sama, upokarzając Niemcy. Chodzi bowiem nie o abstrakcyjne rozliczenia między dwoma państwami, ale o żywych ludzi, wobec których Niemcy dopuścili się zbrodni, a teraz krzywdzą ich po raz drugi, bo każdy dzień sprawia, że kolejne ofiary Niemiec zadośćuczynienia nigdy nie dostaną. Owszem, można wyciągnąć z tego wniosek, że Polska chce płacić za niemieckie zbrodnie – ale to jak pomylić krzesło z krzesłem elektrycznym. Niby podobne, ale jednak chodzi o coś zupełnie innego.