Reklama
Rozwiń

Muzyczny spektakl Marcusa Millera w Gdańsku

Basista Marcus Miller zachwycił w trakcie koncertu dla 10 tysięcy widzów

Publikacja: 22.08.2011 00:45

Gwiazdy sobotniego koncertu (od lewej): Trilok Gurtu, Angelique Kidjo, Tomasz Stańko, Kenn Hicks i M

Gwiazdy sobotniego koncertu (od lewej): Trilok Gurtu, Angelique Kidjo, Tomasz Stańko, Kenn Hicks i Marcus Miller, gospodarz wieczoru

Foto: Fotorzepa, Marek Dusza m.d. Marek Dusza

Sobotni koncert amerykańskiego artysty i jego gości rozpoczął się wystrzałowo. Tak zaplanował swoją uwerturę 1812 sam Piotr Czajkowski, z tą różnicą, że zamiast wykorzystanych do zwycięstwa Rosji nad Napoleonem armat w finale tego utworu odpalono petardy.

Magnesem dla słuchaczy, którzy ciągnęli na Ołowiankę już od popołudnia, było nie tylko nazwisko Marcusa Millera, ale także afrykańskiej wokalistki Angelique Kidjo, hinduskiego perkusisty Triloka Gurtu, kolumbijskiego wirtuoza harfy Edmara Castanedy, amerykańskiego dyrygenta Gila Goldsteina oraz polskich sław: trębacza Tomasza Stańki i pianisty Leszka Możdżera. Partie orkiestrowe wykonała Sinfonia Varsovia.

Komeda ponad stylami

Koncert był wydarzeniem festiwalu Solidarity of Arts, a widowisko, podobnie jak ubiegłoroczne Możdżer+, wyreżyserował Krzysztof Materna. Rok temu trzy sceny stanęły na Targu Węglowym, teraz na Ołowiance i to miejsce jest przychylniejsze muzyce.

Marcus Miller rok wcześniej był gościem Leszka Możdżera, teraz role się odwróciły. Po brawurowym wykonaniu standardu „Footprints" Wayne'a Shortera amerykański basista zaprosił naszego pianistę. Temat, jaki mieli razem wykonać, był utrzymywany w tajemnicy do ostatniej chwili, ale nie był zaskoczeniem. To kołysanka „Sleep Safe and Warm" z filmu „Dziecko Rosemary" Romana Polańskiego, najpopularniejsza kompozycja Krzysztofa Komedy. Natomiast wykonanie już na wskroś oryginalne z partiami solowymi Możdżera, saksofonisty Aleksa Hana i Marcusa Millera, który z funkowego basisty zmienił się we wrażliwego i wyrafinowanego wirtuoza. Tak melodyjnej partii basu w jego wykonaniu jeszcze nie słyszałem.

Wspólny występ Millera z Możdżerem był najbardziej oczekiwany przez publiczność, ale dla miłośników jazzu najważniejszym pytaniem pozostawało, jak amerykański basista zagra z Tomaszem Stańką, czy spróbuje narzucić swój funkowy styl.

Duch Milesa Davisa

Kwintet Stańki z Amerykanami: pianistą Craigiem Tabornem i perkusistą Joeyem Baronem, oraz Polakami: pianistą Dominikiem Wanią i kontrabasistą Sławomirem Kurkiewiczem, jest jednym z najlepszych, jakie trębacz miał w swojej karierze. W temacie „Grand Central" grupa Stańki brzmiała podobnie do zespołu Milesa Davisa z końca lat 60., ale dużo nowocześniej. Taborn i Wania wymieniali się pomysłami przy klawiaturach niczym Hancock i Corea u Davisa.

Inspirujące rytmy dodawali Baron i Kurkiewicz, a efekt podkreślał sam profesor Stańko. Millerowi nie pozostało nic innego jak wtopić się w to brzmienie w temacie „Terminal 7". A zrobił to po mistrzowsku. Stanął gryf w gryf z Kurkiewiczem, grał cicho i subtelnie dodawał swoje basowe pomruki.

Wirtuozerią zadziwił kolumbijski harfista Edmar Castaneda. Najpierw ze swoją grupą, a potem w duecie z Millerem, który stał się w tym momencie basistą z latynoskim temperamentem. Zawiódł perkusista Trilok Gurtu i nawet Marcus nie był w stanie uatrakcyjnić tego występu. Również duet Gurtu z Tomaszem Stańką nie wypadł przekonująco. Muzycy zmuszeni grać na skrajnych scenach nie znaleźli bliskiego porozumienia. Za to wokalistka Angelique Kidjo, która dosłownie wpadła na scenę, podniosła temperaturę koncertu o kilka stopni i wciągnęła publiczność do chóralnych śpiewów.

Skok w publiczność

W finale na scenę wkroczył gospodarz i wszyscy jego goście. Towarzyszyła im Sinfonia Varsovia pod kierunkiem Gila Goldsteina. Amerykański wokalista Kenn Hicks odważnie i oryginalnie w stylu operowo-soulowym interpretował hymn „Amazing Grace". A kiedy Kidjo wybiegła w publiczność i z trudem wyłapywały ją kamery Canal+, znaleźliśmy się przez chwilę na prawdziwym popowym koncercie.

Wszystkich muzyków połączyły na koniec frazy bossa novy „Mas Que Nada". Marcus Miller pokazał siedem różnych oblicz swojej muzyki, a przecież ani na chwilę nie przestał być sobą.

Czy tylko w Gdańsku na koncert jazzowy może przyjść kilkanaście tysięcy osób i to po raz drugi? Festiwal Solidarity of Arts i Krzysztof Materna znaleźli na to sposób.

Sobotni koncert amerykańskiego artysty i jego gości rozpoczął się wystrzałowo. Tak zaplanował swoją uwerturę 1812 sam Piotr Czajkowski, z tą różnicą, że zamiast wykorzystanych do zwycięstwa Rosji nad Napoleonem armat w finale tego utworu odpalono petardy.

Magnesem dla słuchaczy, którzy ciągnęli na Ołowiankę już od popołudnia, było nie tylko nazwisko Marcusa Millera, ale także afrykańskiej wokalistki Angelique Kidjo, hinduskiego perkusisty Triloka Gurtu, kolumbijskiego wirtuoza harfy Edmara Castanedy, amerykańskiego dyrygenta Gila Goldsteina oraz polskich sław: trębacza Tomasza Stańki i pianisty Leszka Możdżera. Partie orkiestrowe wykonała Sinfonia Varsovia.

Pozostało jeszcze 84% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem