Sobotni koncert amerykańskiego artysty i jego gości rozpoczął się wystrzałowo. Tak zaplanował swoją uwerturę 1812 sam Piotr Czajkowski, z tą różnicą, że zamiast wykorzystanych do zwycięstwa Rosji nad Napoleonem armat w finale tego utworu odpalono petardy.
Magnesem dla słuchaczy, którzy ciągnęli na Ołowiankę już od popołudnia, było nie tylko nazwisko Marcusa Millera, ale także afrykańskiej wokalistki Angelique Kidjo, hinduskiego perkusisty Triloka Gurtu, kolumbijskiego wirtuoza harfy Edmara Castanedy, amerykańskiego dyrygenta Gila Goldsteina oraz polskich sław: trębacza Tomasza Stańki i pianisty Leszka Możdżera. Partie orkiestrowe wykonała Sinfonia Varsovia.
Komeda ponad stylami
Koncert był wydarzeniem festiwalu Solidarity of Arts, a widowisko, podobnie jak ubiegłoroczne Możdżer+, wyreżyserował Krzysztof Materna. Rok temu trzy sceny stanęły na Targu Węglowym, teraz na Ołowiance i to miejsce jest przychylniejsze muzyce.
Marcus Miller rok wcześniej był gościem Leszka Możdżera, teraz role się odwróciły. Po brawurowym wykonaniu standardu „Footprints" Wayne'a Shortera amerykański basista zaprosił naszego pianistę. Temat, jaki mieli razem wykonać, był utrzymywany w tajemnicy do ostatniej chwili, ale nie był zaskoczeniem. To kołysanka „Sleep Safe and Warm" z filmu „Dziecko Rosemary" Romana Polańskiego, najpopularniejsza kompozycja Krzysztofa Komedy. Natomiast wykonanie już na wskroś oryginalne z partiami solowymi Możdżera, saksofonisty Aleksa Hana i Marcusa Millera, który z funkowego basisty zmienił się we wrażliwego i wyrafinowanego wirtuoza. Tak melodyjnej partii basu w jego wykonaniu jeszcze nie słyszałem.
Wspólny występ Millera z Możdżerem był najbardziej oczekiwany przez publiczność, ale dla miłośników jazzu najważniejszym pytaniem pozostawało, jak amerykański basista zagra z Tomaszem Stańką, czy spróbuje narzucić swój funkowy styl.