Opera na Zamku, bo taką oficjalną nazwę nosi ten teatr w Szczecinie od 25 lat, należy do najmniejszych instytucji operowych w naszym kraju, z widownią na 550 miejsc, ale ma swoje niezaprzeczalne atuty. Nazwę zawdzięcza siedzibie, którą po licznych perturbacjach w przeszłości otrzymała w 2000 r., gdy przeniosła się do odbudowanego po II wojnie Zamku Książąt Pomorskich.
Nowoczesna Opera na Zamku i jesiotr Bułhakowa
W 2015 r. zakończył się w tych pomieszczeniach gruntowny remont za 70 mln zł (trzy czwarte tej sumy to były środki unijne). Przebudowano i powiększono wówczas widownię, zainstalowano ekrany akustyczne. Powstała również sala kameralna, a przede wszystkim całkowicie zmieniono wyposażenie techniczne oraz mechanikę sceny, dzięki czemu Opera na Zamku jest obecnie jednym z najnowocześniejszych teatrów muzycznych w tej części Europy.
Nie jest jednak łatwo prowadzić Operę na Zamku. – Z perspektywy Europy jesteśmy bliżej Berlina, do którego mamy 150 kilometrów, oraz centrów kulturalnych naszego kontynentu niż wiele miast środkowej Polski, ale z perspektywy Warszawy to jednak prawie 600 kilometrów – mówi Jacek Jekiel, od 2014 r. dyrektor szczecińskiej Opery i dodaje, parafrazując cytat Michaiła Bułhakowa, że ta odległość powodowała, że Pomorze Zachodnie i Szczecin traktowano „trochę jak jesiotr drugiej świeżości”.
Co Winston Churchill mówił o operze
Wobec skromnych możliwości finansowych samorządu województwa zachodniopomorskiego Opera na Zamku zabiega od dłuższego czasu, by do współprowadzenia teatru włączyło się Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Artystyczne możliwości szczecińskiego teatru i jego ponad stuosobowego zespołu są duże, co potwierdzają rozmaite premiery ostatniej dekady, takie jak „Turn of the Screw” Brittena, „Proces” (według Franza Kafki) Glassa, „Król Roger” Szymanowskiego czy spektakl baletowy „Dzieci z dworca ZOO” Roberta Glumbeka z muzyką m.in. Davida Bowie. Stały się one wydarzeniami nie tylko lokalnymi.