"Rzeczpospolita": Jakie miejsce album „Minione" zajmuje na pani drodze artystycznej, jakie oczekiwania spełnia?
Anna Maria Jopek: Moje muzyczne doświadczenia ostatnich lat – od pracy w Szkocji z teatrem Pieśń Kozła Grzegorza Brala przez monodram wokalny reżysera Leszka Mądzika po granie muzyki góralskiej z Branfordem Marsalisem – pozornie nie składają się w programowe trzymanie stałego kursu. Dla moich słuchaczy były to artystyczne działania tak skrajnie różne, że aż czasem szokujące. A jednak w tym szaleństwie jest metoda. Nie tylko doświadczania niezwykłych ludzi o dalekich od mojej estetykach, przez co mocniej konstytuowałam swoją osobistą ekspresję i frazę, lec przede wszystkim poszukiwania czegoś więcej, co trudno nazwać. Nazwałabym cały ten okres ćwiczeniem obecności poprzez muzykę. Ćwiczeniem skupienia jaźni, słuchania, dostrzegania, bycia. Album „Minione" jest kolejnym etapem. Koncept wymyśliłam lata temu, nieprzypadkowo zrealizowałam dopiero dziś. Ta muzyka wymagała ode mnie pewnej dorosłości. Czy już ją osiągnęłam? Nie wiem. Jestem cały czas w procesie, cały czas w drodze...