– Będę proponował zarówno prezydentowi, jak i wicepremierowi Waldemarowi Pawlakowi, aby do końca prezydencji nie zmieniać składu rządu – ta wypowiedź premiera Donalda Tuska z wywiadu dla tygodnika "Polityka" zelektryzowała scenę polityczną.
Dlaczego premier zdecydował, że ministrowie pozostaną na stanowiskach niezależnie od tego, jak ich ocenia? – Prowadzą swoje rady sektorowe i jest racjonalne, aby dokończyli pracę, a nie pojawiali się nowi, którzy spraw tak dobrze nie znają – tłumaczył Tusk.
Pomysł premiera poparł Waldemar Pawlak. – Na czas prezydencji nie ma powodu robić zamieszania. Będziemy mieli parę miesięcy na spokojne przygotowanie, przemyślenie nowej struktury – mówił.
Oznacza to, że Tusk zamierza na pierwszym posiedzeniu nowego Sejmu, które jest planowane na 27 października, złożyć dymisję. Następnie otrzymałby od prezydenta misję tworzenia rządu i zaproponował parlamentowi tych samych ministrów.
Dopiero po Nowym Roku premier zamierza przeprowadzić "głęboką rekonstrukcję" rządu. Tusk dał do zrozumienia, kto ma szansę znaleźć się w przebudowanym gabinecie. W wywiadzie chwalił minister nauki Barbarę Kudrycką, zdrowia Ewę Kopacz, rozwoju regionalnego Elżbietę Bieńkowską, szefów obrony i dyplomacji Tomasza Siemoniaka i Radosława Sikorskiego. Wysoko ocenił ministra finansów Jacka Rostowskiego, spraw wewnętrznych Jerzego Millera oraz szefa doradców Michała Boniego. Szans na pracę w resorcie edukacji nie ma Katarzyna Hall.